Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

poniedziałek, 3 marca 2014

Szósty.



Od „zdarzenia” na szczycie wzniesienia minęło trzy tygodnie. Listopad dobiegał końca. Lada dzień trzeba będzie wydrzeć przedostatnią kartkę w kalendarzu.
Pamiętał, jak się bał, że po nieudanej próbie pocałunku Irmina po prostu mu ucieknie. Że pospieszył się za bardzo i zwyczajnie ją spłoszył.
Pamiętał, jak dręczyła go nieznośna cisza w drodze powrotnej do samochodu. Jak mocno zaciskał dłonie na kierownicy, kiedy odwoził ją do domu. I jak bardzo się zdziwił, kiedy nic uprzednio nie mówiąc pocałowała go w policzek na pożegnanie. Od tamtej pory robi tak zawsze. Na „dzień dobry” i „do widzenia”, jak przyjaciółka.
Nigdy więcej nie próbował jej pocałować. Nie chciał ryzykować. Doszedł do wniosku, że może faktycznie powinien ostudzić swoje zapędy. Musi być przede wszystkim cierpliwy.
Przez te trzy tygodnie spotykali się często. On przyprowadzał ją na treningi, zabierał na mecze i czasami odbierał z uczelni. Ona natomiast oprowadzała i pokazywała mu Moskwę, a przede wszystkim pomagała jak mogła w nauce rosyjskiego.
Uwielbiał spędzać z nią czas. Przy niej nawet najciemniejsza noc stawała się jaśniejsza. Złapał się na tym, że od jakiegoś czasu nazywa ją swoim prywatnym słońcem, gdyż ogrzewa mu każdy dzień.
Ogrzewała go do tego stopnia, że nawet papiery rozwodowe, które dostał w zeszłym tygodniu nie były w stanie na dłużej popsuć mu humoru. Oczywiście nie zachwycił się na ich widok, ale... Ale i nie zasmucił. Po prostu je podpisał i odesłał z powrotem. Na chłodno, już bez trzęsących się rąk i szpileczki przy sercu.
W dalszym ciągu nie powiedział o tym Irminie. Odnosił wrażenie, że to jeszcze nie pora. Nie tyle dla niej, ale dla niego. Zwyczajnie nie był gotowy przyznać się do swojej największej życiowej porażki.
Czy kochał jeszcze Kamilę? Sam nie wiedział. Z biegiem czasu zauważył, że w ich związku nie grało już od dawna. Dlaczego tego wcześniej nie widział? Może dlatego, że pewne rzeczy wolał wyrzucić poza brzegi własnej świadomości.
Jedyne, co bolało go najbardziej w całej tej chorej sytuacji był brak kontaktu z synem. Owszem, rozmawiał z nim przez telefon lub Skype, ale nic nie mogło mu zastąpić przytulenia go do własnej piersi, czy potargania wiecznie rozwianej czupryny. Tak bardzo przypominał mu siebie z tamtych lat.
Zastanawiał się wcześniej, czy nie przywieść Oskara do Moskwy. Jednak po dłuższym namyśle stwierdził, że w ten sposób wyrządziłby mu większą krzywdę. Wystarczy, że już nie może znieść myśli o tym, jak mały bardzo musi przeżywać to co dzieje się między jego rodzicami, że wolał mu zaoszczędzić przeprowadzki i stresu związanego z barierą językową.
Oskar w Polsce miał wszystko. Miał przyjaciół, dziadków, matkę i nowego braciszka w drodze.
Na myśl o dziecku Kamili zrobiło mu się nieprzyjemnie. Kolejną rzeczą, z którą nie potrafił się pogodzić było to, że facet, który rozwalił jego małżeństwo wychowuje teraz jego jedynego syna.
- To dla dobra Oskara. Będzie starszy, to sam zdecyduje z kim chce mieszkać. Na razie niech zostanie z matką. Przecież wiesz, że Kamila nie pozwoli go skrzywdzić.
Tak, to wiedział na pewno. To, że od jakiegoś czasu nie kochała jego, nie znaczy, że przestała kochać syna.
Spojrzał na zegar w kuchni. Dochodziła osiemnasta. Przetarł zmęczone oczy rękami.


Telefon na stole zawibrował cichutko. Spojrzał na wyświetlacz.

Spóźnię się, mama na siłę wpycha mi ciasto dla ciebie”

Dlaczego na siłę? Przecież doskonale wiesz, że pochłonę każdą ilość słodkości”

I właśnie sam odpowiedziałeś na swoje pytanie. Będę za godzinę.”

Do tej pory nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak widzi to rodzina Irminy. Przecież przychodziła z nim na treningi, kilkukrotnie zdarzyło mu się odwozić ją do matki, albo odbierać. Raz nawet został zaproszony na obiad.
Nie byli przecież parą. A Irmina zapewniała go, że jej rodzina jest tego świadoma. Prezes zachowywał się jak prezes, a mama Irminy była dla niego po prostu miła.
Nie ma się czym przejmować.

Podniósł się powoli z zamiarem wzięcia prysznica. Irmina wspominała coś wcześniej, że będzie chciała zabrać go na spotkanie ze znajomymi z uczelni. Ah, te młodzieńcze imprezy! Ile to już lat!

Zimne strumienie wody rozbudziły lekko jego utrudzony umysł. Kiedy skończył owinął się w puchowy ręcznik i przeszedł do sypialni. Wyciągnął z szafy ciemne dżinsy i turkusową koszulę – ulubioną Irminy (twierdziła, że idealnie pasuje mu do oczu). Właśnie zapinał pasek, kiedy po mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu.

- Tak? - odebrał opierając się ramieniem o ścianę.
- Otwórz! - ze słuchawki dobiegł go wytęskniony głos. Nie widział jej już od dwóch dni! Mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Po co? - podroczy się z nią odrobinkę, a co!
- No weeeź. Zimno!
- Magiczne słowo!
- No Michał, noooo!
- Czekam?
- Abra-kadabra, otwieraj do cholery! Ciasto ci niosę niewdzięczniku!
Zaśmiał się głośno. Po chwili na po klatce rozniosły się ciężkie kroki, a sekundę później dzwonek do drzwi. Jeszcze na progu podała mu papierowy pakunek. Jeszcze raz uśmiechnął się szeroko.

- Łakomczuch – przewróciła oczami i pocałowała go w policzek. Przyzwyczaił się już, że za każdym razem, kiedy to robi jego żołądek, trzustka, wątroba i cała reszta przez sekundę bawią się w „kółko graniaste”.

Zdjęła swoją zieloną kurtkę i odwiesiła na wieszaku w przedpokoju. Ściągnęła długie czarne kozaki i prawie pobiegła do salonu. Tam wskoczyła na kanapę i okryła polarowym kocem w fioletowe koty, który sama mu kupiła, kiedy wspomniał jej kiedyś, że nie przyzwyczaił się jeszcze do moskiewskich temperatur.

- Zrobisz mi herbatę? - poprosiła sięgając po ciasteczka korzenne, które stały na stoliku przed kanapą.
- I to niby ja jestem łakomczuchem? - zażartował wyglądając na nią z kuchni – O! Piernik!
- Tak, to ty nim jesteś. - skwitowała, kiedy usadowił się obok niej z ogromnym kawałkiem ciasta na talerzu. - Nie żryj tyle, bo zgrubniesz!
- Co zrobię?
- Zgrubniesz. I już nie będziesz taki przystojny. - Spojrzał na nią zaskoczony. Chyba sama zawstydziła się tym, co powiedziała, bo na jej policzkach rozkwitły purpurowe rumieńce, które starała się zasłonić włosami.
- To co z tą herbatą? 
- Zielona czy czarna?
- Malinowa.

Impreza, na którą go zabrała odbywała się zaledwie dwie ulice dalej, więc zostawili auto pod jej blokiem. Szybkim krokiem przemierzyli ośnieżone chodniki, gdyż mróz powoli zaczynał pokazywać co potrafi. Kiedy weszli do mieszkania Rozaliny (czego dowiedział się tuż przed progiem) ktoś od razu poczęstował ich grzanym piwem.

- Fajnie – podsumował grzejąc dłonie o gorącą szklankę. Że też musiał zapomnieć rękawiczek.
Średnia wieku w mieszkaniu raczej nie przekraczała dwudziestu pięciu lat, przez co czuł się odrobinę jak emeryt na studniówce.
- No weź się uśmiechnij – Irmina przysiadła obok niego na oparciu fotela. Rzucił jej tylko chmurne spojrzenie. - No proszę, tylko dla mnie – jego kąciki ust same wygięły się w delikatnym uśmiechu, na wspomnienie „tamtego” popołudnia. - Od razu lepiej! - poczochrała mu włosy.
- No weź, bo układałem. - skwasił się lekko próbując ratować to, co pozostało po jego fryzurze.
- Chodź, przedstawię cię znajomym – pociągnęła go za łokieć w głąb mieszkania.
Imiona i ksywki mieszały mu się z osoby na osobę. Ludzi było multum, to raz. Po drugie zawsze miał problem z zapamiętywaniem imion na przyjęciach.
Impreza trwała w najlepsze. Trochę tańczył, nawet śpiewał, śmiał się i żartował. Lekcje Irminy nie poszły na marne.
Kilku jej znajomych naprawdę wydało mu się w porządku. Zwłaszcza Roza i jej współlokatorzy Sasha i Luba.
- Trzymaj – chłopak o rudych włosach podał mu butelkę piwa.
- Nie, dziękuję, prowadzę – odmówił i przeprosił rozmówcę gestem. Ten, to ma na imię chyba Niko. Co prawda na grzańca sobie pozwolił, ale tylko dlatego, że było mu cholernie zimno.
- Weź – obok niego jak grzyb po deszczu wyrosła Irmina. W butach na wysokim obcasie czubkiem głowy sięgała mu prawie za brodę. - Przenocujesz u mnie. - Uśmiechnęła się do niego przepięknie i podała mu tę samą butelkę, którą przed chwilą proponował mu Niko. Na samą myśl o tym jego serce spuchło o dwa rozmiary.
- Jesteś pewna? - nie wiedział, czy jej zaproszenie ma traktować poważnie. Jej oczy lśniły od alkoholu.
- Weź – powtórzyła – Makarij! - zawołała na chłopaka który przemknął do przedpokoju. Ciemnowłosy chłopak stanął oparty o ścianę. Ruszyli w jego stronę. Rozpoznał w nim mężczyznę, z którym witała się tuż po ich pierwszej wspólnej herbacie.
Makarij objął Irmę na powitanie, a ta cmoknęła go przelotem w policzek. Szpileczki zazdrości wbiły mu się gdzieś pod bokiem.
Spojrzała na Michała i wyciągnęła do niego dłoń. Odstawił zamknięte wciąż piwo na komodę. Ujął jej rękę pewnie i podszedł krok bliżej. Ciemnowłosemu najwyraźniej nie przypadło to do gustu, bo szarość jego oczu zamieniła się w zimną stal.
- To jest mój przyjaciel Makarij – zwróciła się do niego podnosząc głowę do góry. 
Patrzył mu prosto w oczy i ciężko powiedzieć, żeby robił to z choćby odrobiną sympatii. Nie wiedzieć czemu zwyczajnie nie przypadł mu do gustu. Mimo to wyciągnął do niego rękę. Ten natomiast nie wykonał żadnego gestu. Po prostu stał i patrzył raz na niego raz na Irminę.
- Makarij? - szczerze zdziwiona Irma chyba wyczuła, że coś tu nie gra. - Mak, to jest Michał – rozpaczliwie próbowała ratować sytuację – mój...
- Twój gach, z którym prowadzasz się od miesiąca? - wypalił nagle miażdżąc ją spojrzeniem.
- Mak, co ty...?- zaniemówiła na chwilę. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji.
- Co ja? Co ty sobie wyobrażasz? Przygruchałaś sobie jakiegoś pajaca i od razu myślisz, że mnie możesz od tak wstawić do szafy jak zużyte kalosze?! - dłonie Michała zacisnęły się mimowolnie. To znaczy jedna dłoń, za drugą wciąż trzymała go Irma
- To nie tak, przecież wiesz...
- Nie, nie wiem. Przez ostatni miesiąc prawie wcale się do mnie nie odezwałaś, bo non stop latasz za nim i dupczysz się po krzakach!
- Uważaj na słowa gnojku. - warknął przez zaciśnięte zęby, hamując się przed przyłożeniem mu w twarz.
- Nie z tobą rozmawiam. Poza tym ja już powiedziałem, co miałem powiedzieć. Nie będę się zadawał ze zwykłą kurwą.
Tego już było za wiele. Niewiele myśląc wycelował wolną ręką w szczękę Makarija, który niemal od razu zgiął się w pół. Zasłonił twarz rękami i wybiegł do łazienki.
Dyszał ciężko z wściekłości, kiedy poczuł, że przy jego lewym ramieniu coś drży niepokojąco. Odwrócił głowę. To Irma z trudem powstrzymywała się przed płaczem. Przytulił ją do piersi i pogłaskał po włosach. Rozejrzał się dookoła. W przedpokoju pojawiła się grupka ciekawskich widzów.
- Zabierz mnie stąd – wyszeptała w jego koszulę. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Poprowadził ją do drzwi. Przy wieszaku ich kurtki podała im Rozalina. Odebrał je od niej, podziękował za przyjęcie i wciąż obejmując Irminę wyszli na klatkę. Za drzwiami odsunął ją od siebie na chwilę.
- Załóż kurtkę – poprosił jednocześnie zakładając jej czapkę. Wykonała polecenie. Przyjrzał się jej uważnie. Nie płakała. Jej oczy były przerażająco puste.
Wyszli na zewnątrz. Od razu poczuł, ze temperatura spadła o kilka stopni. Głębiej wbił ręce w kieszenie.
Irmina przystanęła na chwilę.
- Trzymaj – podała mu swoją prawą rękawiczkę. Spojrzał na nią uważnie. - No załóż.
O nic nie pytał, założył. Wyglądało to trochę komicznie, gdyż materiał kończył się na połowie dłoni. 
Nagle poczuł, jak drobne palce wplatają się w jego lewą rękę. Ścisnął ją mocniej.

Kiedy otworzyła drzwi do jej kawalerki omiotło ich przyjemne ciepłe powietrze. Zapaliła światło w przedpokoju i wpuściła go do środka. Pomógł jej zdjąć kurtkę, odwiesił razem ze swoją na wieszak. Ściągnął buty.
Irmina przyglądała mu się uważnie. Kiedy się wyprostował podeszła do niego i ponownie wtuliła w jego tors. Była taka drobna.

- Przepraszam – powiedziała tłumiona przez jego koszulę.
- Przecież ty nic nie zrobiłaś – pocałował ją we włosy. Podniosła głowę.

Ich twarze tym razem znalazły się jeszcze bliżej niż za ostatnio. I tym razem nie potrafił się opanować. Miał gdzieś studzenie zapędów. Teraz albo nigdy.
Zbliżył swoje usta na tyle, że czuł jej oddech na swojej skórze. Przymknął powieki i złożył na jej wargach delikatny pocałunek. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł go dreszcz.
Nie zareagowała, więc spróbował jeszcze raz, teraz jednak odrobinę namiętniej.
Nie pozostała obojętna.
Jego serce łomotało jak szalone, a do głowy uderzył mu zapach arbuza. Drżał na całym ciele z radości. Jedną ręką objął ją mocniej w talii, a drugą wplątał w kasztanowe loki. Zarzuciła mu swoje ręce na szyję, by po chwili opuszkami palców pieścić jego kark. Dostał gęsiej skórki! Boże Drogi!
Całował zapamiętale. Z uczuciem pił z jej warg, które smakowały żurawinowym piwem pomieszanym z tytoniem.
Oh, jej usta były najsłodsze na świecie!
Chciał trwać tak wiecznie, chciał żeby zostali w tym mieszkaniu na zawsze. Tylko on i ona, z dala od tego popierdolonego świata.
Oderwała się nagle od niego. Poczuł się, jakby tym ruchem wyrwała mu pół serca. Spojrzała mu w oczy. Ona... była przerażona. Podniosła rękę do ust.

- Irmina – wyszeptał nie wiedząc co począć – ja przepraszam - nie odpowiadała. - Irma... - wyciągnął do niej rękę, ale tylko drgnęła, więc cofnął ją z powrotem.
Stali w milczeniu obserwując się nawzajem. W jej oczach zalśniły łzy. Drżał, ale tym razem ze strachu.   
Coś ty narobił... - westchnęło sumienie.

Pójdę już – powiedział po chwili. Założył buty i kurtkę i już miał wychodzić, ale odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć. - Wybacz mi – nacisnął klamkę.
- Michał, zaczekaj – stanął jak wryty. Przymknął powieki, zacisnął wargi i odwrócił się powoli. Dalej stała w tym samym miejscu. Patrzyła na niego tymi swoimi czarnymi oczami, policzki miała mokre od łez. - Zostań – szepnęła podchodząc bliżej. - Chcę, żebyś został.


Tej nocy całował ją jeszcze wiele razy.


***
Mam nadzieję, że wszelkie reklamacje zostaną odwołane. 
Cóż, "szósty" jest dość istotą częścią tego opowiadania.
Szkoda tylko, że sama już nie wiem czy wyszedł tak jak powinien.
Ocenę pozostawiam wam. 
Buziaki! :*



czytam - komentuję.

4 komentarze:

  1. No kurde to się porobiło.. Dobrze że Michał przywalił temu kolesiowi należało mu się! No normalnie jestem ciekawa jak teraz potoczą się losy naszych zakochańców ;).
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam : www.innaperspektywadoroslosci.blogspot.com

      Usuń
  2. Za takie słowa należało się Marakijowi.. Przyjaciółkę nazwać dziwką? Jak tak można no..
    A jeśli o nią chodzi, w końcu się zdecydowała.. W końcu codzienne spotkania z taką osobą jak Winiar ... Też bym nie została obojętna.
    Ciekawe jak się akcja potoczy, bardzo jestem ciekawa...
    Zapraszam : www.innaperspektywadoroslosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie! Na ten pocałunek czekałam już w ubiegłym rozdziale :)** tylko zastanawiam się kiedy on jej powie o rozwodzie?? :)** czekam na następny :)**
    Pozdrawiam i buźka :)**
    zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me