Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

czwartek, 6 marca 2014

Ósmy.

 Siedział właśnie na sądowym korytarzu czekając na prawnika. Ubrany w garnitur i biała koszulę co chwila sięgał ręką do szyi poprawiając krawat. Dzisiaj przypadała jego pierwsza rozprawa rozwodowa.
Nie miał pojęcia jak powinien się czuć, bo zwyczajnie... nie czuł nic. Był po prostu pusty.
Jedyną osobą, która nadawała kolorów jego wizycie w kraju był jego syn. Tak bardzo za nim tęsknił! Siłą powstrzymał łzy, kiedy mały blondynek rzucił mu się w ramiona na powitanie.
Dlatego postanowił, że zostanie na święta. Mimo że jego małżeństwo istnieje tylko formalnie podjął decyzję, że nie pozwoli, by wigilię jego syn musiał spędzić bez ojca.
Jego kieszeń zawibrowała lekko, kiedy dostał wiadomość. Na widok nadawcy uśmiechnął się delikatnie. Irma.
Miłego dnia. :)”
Prychnął pod nosem. Oj, dziewczyno, gdybyś tylko wiedziała...

Może jakbyś jej powiedział, bałwanie, to by wiedziała – uśpione od kilku dni sumienie obudziło się do życia.

Planował jej powiedzieć, naprawdę! Bóg mu świadkiem, że kiedy widział się z nią ostatnim razem miał zamiar to zrobić.
Tyle, że stchórzył.
Bał się, że po tym wszystkim co między nimi zaszło zwyczajnie ją spłoszy wiadomością o tym, że w świetle prawa wciąż ma żonę. Zwłaszcza, że Irmina jest taka krucha, delikatna i wrażliwa. Nie chciał też jej bardziej denerwować ze względu na sytuację z tym dupkiem Makarijem – wiedział, jak bardzo to przeżywa.
Jak tylko wróci Irma się o tym dowie.
… albo poczeka, aż wszystko się skończy i poinformuje ją o fakcie dokonanym.

W tym momencie na korytarzu pojawiła się Kamila. Ubrana w szarą garsonkę z włosami spiętymi w wysokiego koka wyglądała całkiem ładnie. Nie podeszła do niego, jedynie skinęła mu głową na powitanie. Machnął lekko ręką w jej kierunku.
Przyjrzał się jej uważnie. Zmieniła się odkąd widział ją po raz ostatni. Chyba trochę przytyła, ale to nie odjęło jej urody. Zauważył kilka delikatnych zmarszczek na jej twarzy. Oczy pozostały chłodne jak zwykle.
Tak bardzo różniła się od Irminy.
Na myśl o niej w jego głowie od razu zatańczyły kasztanowe loki, a malinowe wargi rozciągnęły się w jego ulubionym uśmiechu. Jego serce spuchło odrobinę. Jak tak dalej pójdzie rozerwie go od środka.
Podszedł do niego jego adwokat, uścisnął mu dłoń.
- Państwo Winiarscy proszeni na salę rozpraw – rozległo się z głośnika przy dużych, dębowych drzwiach. Podniósł się niechętnie i odetchnął głęboko.
Pora złapać byka za rogi!

Michała nie było od dwóch tygodni. Matko jedyna, jak długo! Nie miała nawet pojęcia, że tak bardzo będzie jej go brakować. Najgorsze było to, że nie będzie go jeszcze przez kolejnych siedem dni. Siedem nędznych dni. Niby „tylko”, ale dla niej to „aż”.
Spodziewała się tego, że będzie chciał zostać w Polsce na katolickie święta. Ale mimo to, już nie mogła się doczekać tego przeklętego dwudziestego ósmego grudnia.

Starała sobie wypełniać czas jak tylko mogła. Zapisała się na zajęcia z rumby, zaczęła chodzić na basen, nawet znalazła sobie kilka zleceń na zdjęcia i dwa felietony do drobnych moskiewskich tygodników. Mało tego, jej oceny na uczelni bardzo podskoczyły w górę. Co ta tęsknota robi z człowiekiem.
Rozmawiali prawie codziennie, ale mimo to jej wciąż było mało. Chciała spojrzeć w te jego karaibskie oczy, albo wtulić się w jego szeroka pierś, albo... poczuć miękkość jego warg na swoich.

Siedziały właśnie z Rozaliną w kuchni Tokarevy, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Ot, zwykłe babskie ploteczki.

- Kiedy wraca Michał? - zapytała blondynka mieszając palcem w kubku z kisielem.
- Dwudziestego ósmego – westchnęła spoglądając na nią smutno. Przyjaciółka obserwowała ją czujnie przez moment, po czym wybuchnęła śmiechem. Irmina poczuła się kompletnie zdezorientowana.
- No ja nie mogę, zakochałaś się! - klepnęła otwartą dłonią w kolano.
- Sama nie wiem, ale chyba tak – Irma wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam – powiedziała Roza przywdziewając jedną ze swych min pod tytułem „a nie mówiłam?”

Nagle po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Była sobota, grubo po 22. Kogo to niesie o tej porze? Spojrzała na przyjaciółkę, ta tylko wzruszyła ramionami.
Irma zwlokła się z kanapy i z kubkiem w ręku poszła otworzyć drzwi. Spojrzała przez Judasza, ale nikogo nie zauważyła. Zdziwiła się jeszcze bardziej, przekręciła zamek i wyjrzała na klatkę. Po prawej stronie oparty o ścianę stał Makarij. No cóż, stwierdzenie, że „stał” było na wyrost. On raczej próbował utrzymać równowagę. Był pijany w sztok! Cofnęła się do mieszkania i odstawiła kubek z kisielem na szafkę na buty. Złapała go pod bokiem i nogą zamykając za sobą drzwi zaprowadziła go do salonu.

- A ten co, do cholery? - Rozalina nie była zadowolona z takiego gościa. No cóż, trzeba przyznać, że blondynka nigdy nie pałała do Makarija szczególną sympatią.
- Irma? Irma musimy pogadać – wybełkotał chłopak. Widać było, że sprawiło mu to spory wysiłek.
 -Wywal go! - Roza ze stanowczą miną podparła się pod boki.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie pogadam z Irmą! - Mak próbował zerwać się na nogi. Blondynka bezceremonialnie pchnęła go na kanapę. Opadł na nią bez życia.
- Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Przecież nie może wyrzucić go za drzwi. Nie da rady wrócić do siebie, a jak przewróci się gdzieś w śniegu, to zamarznie i jeszcze będzie miała go na sumieniu!
- Pomóż mi – powiedziała po chwili próbując ułożyć Makarija na kanapie.
- No chyba cię pogrzało, pozwolisz mu tu zostać?
- A co mam zrobić?
- Kopnąć w tyłek!
- Roza...
 Blondynka już nic nie powiedziała. Wspólnie ułożyły pijanego na kanapie, który co chwila bełkotał coś po swojemu.
- Przenocuj u mnie – zaproponowała Rozalina spoglądając na przyjaciółkę z troską. - Nie chcę, żebyś zostawała z nim sama.
- Jak trochę wytrzeźwieje, to pokażę mu drzwi, obiecuję. Ty też powinnaś już iść.
- Jesteś pewna?
- Tak, idź już – powiedziała wciskając Rozie kurtkę.
- Gdyby coś się działo, to dzwoń, przyjdę od razu! - zaoferowała blondynka wychodząc na klatkę.
- Jasne – przekręciła zamek.

Wróciła do salonu i obrzuciła spojrzeniem śpiącego już chłopaka. Westchnęła ciężko i zwinęła się w kłębek na fotelu . Próbowała zasnąć, ale obecność Makarija nie dała jej spokoju przez kolejną godzinę.
Siedziała po ciemku wpatrzona za okno kiedy zadzwoniła jej komórka. 

- Cześć piękna – ze słuchawki popłynął ciepły męski głos. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła do łazienki.
- Hej – odpowiedziała cicho przysiadając na zamkniętym sedesie.
- Wszystko w porządku? - zapytał. Czy on jest jakimś medium, czy co? - Irma? - ponaglił, kiedy zastanawiała się czy mówić mu o niespodziewanym gościu.
- Mak u mnie jest – wydusiła z siebie w końcu, a po drugiej stronie dało się słyszeć jak Michał wciąga powietrze z sykiem.
- Po co? - jego głos z ciepłego zmienił się w szorstki i nieprzyjemny.
- Nie wiem, śpi.
- Jak to? - jego chłód osiadł gdzieś na jej sercu.
- No nie wiem – powtórzyła – przyszedł do mnie pijany jak bela, teraz śpi. - skrzywiła się lekko słysząc własne słowa. Boże, jak głupio to brzmi! - Jesteś zły? - zapytała skruszona.

Nie odpowiadał przez chwilę. Już myślała, że się rozłączył, ale w tle usłyszała, jak oddycha ciężko. Było jej tak głupio.

- Nie jestem zły na ciebie – powiedział po chwili. - Jestem wściekły na siebie, że mnie tam nie ma. Wyrzuciłbym gnojka na zbity pysk. Powiedział chociaż po co się przytoczył? - jego ton dalej był szorstki, choć dało się wyczuć w nim kilka kropel troski.
- Nie za bardzo. Coś tam mamrotał o tym, że musi ze mną porozmawiać. Ale zanim zdążył wybełkotać coś konkretnego, to zasnął na wersalce.

Ponownie zapadła między nimi sztywna cisza. Słuchali nawzajem swoich oddechów.

- Tęsknię za tobą – powiedziała w końcu. Po części, żeby rozładować napięcie, chociaż wcale nie skłamała. Przecież tęskniła za nim naprawdę.
Głęboki wdech zaszumiał w słuchawce.
- Lejesz miód na moje uszy – odezwał się w końcu, a jej nieznośne sopelki osiadające na wnętrznościach stopniały lekko. - Też za tobą tęsknię. - jego głos na powrót stał się przyjemny. - Muszę kończyć.
- Dobranoc Michał.
- Dobranoc, uważaj na siebie.

Wstała z sedesu chowając komórkę do kieszeni. Przemyła twarz zimną wodą i wyszła z łazienki.

- Dlaczego mi to robisz? - usłyszała gdzieś z ciemności. O mało nie dostała zawału!
Obok drzwi, podpierając się ściany stał Makarij. Znowu podsłuchiwał?!
- Myślałam, że śpisz – powiedziała oschle, próbując go ominąć. Zastąpił jej drogę.
- Dlaczego? - powtórzył, a jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko. Przyjrzała mu się. W półmroku jego szare oczy wydawały się jeszcze chłodniejsze niż zwykle.
Pokręciła głową i ponowiła próbę wyminięcia go. Złapał ją za ramiona i przycisnął do ściany.
- To boli! - pisnęła, kiedy mocniej zacisnął ręce.
- Gadaj! - wrzasnął prosto w jej twarz. Jego oddech śmierdział przetrawionym alkoholem. Bała się jak nigdy w życiu!
- Co mam ci powiedzieć? – opanuj się, opanuj! Powtarzała w myślach. Krzykiem nic nie zdziałasz, tylko spokój...
Dlaczego on? - uścisk stał się jeszcze mocniejszy. Skóra paliła pod jego palcami.
- Zależy mi na nim – powiedziała nieśmiało, a ramiona zapiekły jeszcze mocniej.
- A dlaczego nie na mnie? - zbił ją z tropu.
- Mak, zależy mi, jesteś moim przyjacielem...
- Ale ja już nie chcę nim być. Kocham cię, nie rozumiesz? Od tylu lat! - poczuła się, jakby ją spoliczkował. Rozalina od dawna powtarzała jej, że w końcu on zacznie oczekiwać od niej czegoś więcej niż przyjaźni, ale ona nigdy nie chciała jej wierzyć.
Spojrzała mu w oczy zdezorientowana. I niby co ma mu teraz powiedzieć?
Prawdę najlepiej...

Mak, przykro mi, ale nigdy nie będziesz dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Kocham cię, ale jak brata, rozumiesz?
Jego oczy stały się jeszcze bardziej zimne i zwierzęce, a dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na jej ciele. Przyciągnął ją do siebie i siłą pocałował. Robił to dziko, bez krzty subtelności a jego usta były gorzkie i twarde, taki inne od michałowych. Próbowała się wyrwać, ale trzymał ją zbyt mocno. Kopnęła go w krocze. Zgiął się przeklinając siarczyście. Korzystając z okazji wypchnęła go na klatkę schodową. Przez kilka następnych minut dobijał się do drzwi wrzeszcząc na cały blok. Uspokoił się dopiero, kiedy sąsiad z mieszkania obok postraszył go policją. Jego kurtkę i buty wyrzuciła przez okno.

Jej policzki moczyły łzy, a z każdym ruchem jej ramiona przypominały o sobie boleśnie. Zadzwoniła do Rozaliny. 
Nie chciała być teraz sama.


***
Więc tak:
odcinek miałam dodać jutro, ale że jadę do rodziców, to jest dzisiaj.
Potraktujcie go jako prezent na dzień kobiet. ;)
(chociaż nie wiem, czy będziecie zadowolone z takiego prezentu, bo jakieś takie... "bleh" mi się to wydaje o.O)
Chciałam Was również uprzedzić, że z racji tego, że jadę do domu do przyszłego tygodnia nie wstawię raczej nic nowego. 
Dacie radę? ;)
Ale! Zaraz, zaraz! 
Nie zostawiam Was tak z byle czym. Mam dla Was quest'a. ;)
Chciałabym, aby pod tym postem każdy, kto to czyta zostawił po sobie jakiś malutki ślad, ok?
Nie ważne co. 
Kropka, przecinek, buźka, "lecz się dziewczyno"...
Cokolwiek.
Chciałabym po prostu zobaczyć, czy jest tutaj ktoś więcej oprócz 
Karoli T., Eve Rosser, czy Olesienieńki, ok?
(które swoją drogą serdecznie ściskam za to, że tak dzielnie śledzą Irmę i Michała i komentują :*)
Dlaczego wysnuwam taką prośbę?
A no bo, cholercia wejść na bloga mam już prawie 1200 i się zastanawiam, czy mi się licznik popsuł, czy może ja mam jakąś psychozę i sama nieświadomie wbijam na bloga co trzy sekundy?

Pozdrawiam i całuję!
Do zoba po weekendzie! :) :*



6 komentarzy:

  1. Oo dziękuje za taki prezencik na dzien kobiet ;* a więc tak już wiem dlaczego Michał wyjechał. Tak mi się aż żal go zrobiło ;/. A ten cały Mak to mnie tak denerwuje że mam normalnie mu przyłożyć!! Co za cham z niego!!!
    Dobra koniec bulwersu, rozdział bardzooo mi się podoba ;*
    Pozdrawiam i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 8 zapraszam :) http://no-one-needs-me.blogspot.com/

      Usuń
  2. Jak można być tak... narcystycznym ...
    Dobrze że dała radę się od niego oderwać i wywalić go za drzwi.
    _______________________________________________________
    Licznik się nie popsuł, tak sądzę.
    Podziwiam Cię, że masz taki pomysł, czas i chęci na pisanie tego. Uwielbiam to opowiadanie.. Powiedz mi za co tak lubisz Michała ?
    Wszystkiego dobrego z okazji sobotniego święta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale którego Michała?
      Tego "mojego" czy tego, który faktycznie chodzi po świecie?
      Prawdziwego Winiarskiego podziwiam już od jakichś... 10 lat? W sumie to od momentu, kiedy pokochałam siatkówkę Michał stał się dla mnie jej ikoną. Tak jak Wlazły, Plina, Igła czy ś.p. Arek Gołaś. Jest to człowiek o niezwykłym harcie ducha, pełen woli walki i miłości do tego co robi. A to widać. Zawsze kiedy jestem na meczach reprezentacji (niestety nie dane mi było zobaczyć go na żywo w barwach polskich kubów) widać, że to kocha, Tak jak z resztą cała reszta tej wesołej ferajny.
      I nie mogę powiedzieć, że go lubię, bo to zbyt błahe. Ja go szanuję i podziwiam, a kiedy gra i zdobywa przepiękne punkty to czasami nawet chwalę pod niebiosa. ;)
      I w żadnym wypadku nie jestem jego "hotką". Tym stwierdzeniem nie obraziłabym tylko siebie, ale i jego.

      A co do "mojego" Michała...
      Wykreowałam go w dość dziwny sposób. Zupełnie niechcący przejął kilka moich cech (a zaczynając opowiadanie obiecywałam sobie, że nie będę się uzewnętrzniać! ;/). Z resztą tak jak Irma.
      Lubię go, bo w pewnym maleńkim stopniu jest mną. Tak jak z resztą całe te opowiadanie jest częścią mnie.
      Pisząc tutaj oddaję wam kawałek swojej duszy pod postacią Pana Polaka i Burzy Kasztanowych Loków.
      To tyle.

      Usuń
  3. Ja się bardzo cieszę z takiego prezentu :)*** no i dziękuję bardzo za takie wyróżnienie :)*** również ściskam :)** a co do rozdziału fenomenalny. Zaczynając czytać to opowuadanie nie sądziłam, że Mak jest taki, no jaki jest myślałam raczej, że przyjaciółmi będą a tu całkiem inaczej, ale to nawet w sumie lepiej bo więcej się dzieje :)**
    Pozdrawiam i buźka :)**
    zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nadrabiam tutaj, bo mi się spodobało i jak już nadrobię to dam znać, a jak na razie zapraszam na:
    "-Noc jeszcze młoda. Można zaszaleć. -było widać, że był w świetnym humorze.
    -Przykro mi, ale nie należę do osób szlajających się nocami po klubach i upijającymi do nieprzytomności. -odpyskowałam, bo po prostu nie miałam ochoty na to całe przedstawienie.
    -O proszę! Taka młoda, a już pyskata. -odparł z wyczuwalną drwiną w głosie.
    -A co? Zazdrościsz? -warknęłam i ruszyłam w kierunku, w którym zmierzałyśmy za nim poznałyśmy dwóch typków."
    Czyli kolejny rozdział u mnie. ;)
    http://paczka-owocowejlandryny.blogspot.com/2014/03/1-taka-moda-juz-pyskata.html

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me