Siedział w samolocie jak na szpilkach. Złapał się nawet na tym,
że podryguje ze zniecierpliwienia.
Śpieszno mu było to tej Moskwy jak nigdy. Zwłaszcza, że wiedział
kto tam na niego czeka. Uśmiechnął się do siebie szeroko, a
mężczyzna siedzący obok spojrzał na niego jak na idiotę.
Wzruszył ramionami.
Jeszcze godzina.
Wyszedł z lotniska lekki jak nigdy, zamówił taksówkę. Wysłał
Irminie wiadomość, że już jest na miejscu. Odpisała, że ma
jeszcze dwa wykłady, ale zaraz po nich przyjedzie do niego.
Rozpromieniony jak nigdy przywitał się z kierowcą.
Kiedy wpadł do mieszkania rzucił w kąt walizkę i pobiegł pod
prysznic. Cieszył się jak dziecko. Może faktycznie coś nie tak z
jego głową?
Umyślił sobie, że skoro ma jeszcze sporo czasu przygotuje dla nich
obojga obiad.
Właśnie kończył smażyć warzywa, kiedy po mieszkaniu rozległ
się dźwięk domofonu. Podszedł do niego i nic nie mówiąc
otworzył drzwi do klatki. Chwilę później w progu zagościła
burza kasztanowych loków.
Gdyby nie uszy uśmiech pewnie owinąłby się dookoła jego głowy.
Przepuścił ja przez drzwi i nie pozwalając nawet zdjąć kurtki
przytulił ją do siebie. Dzisiaj pachniała jak dojrzała truskawka.
- Cześć – wyszczerzyła się do niego zadzierając głowę.
- No witam – odwzajemnił gest odgarniając jej niesforny kosmyk w
czoła. - Obiad zrobiłem – wypiął pierś wciąż nie
wypuszczając jej z ramion. Roześmiała się jak skowronek.
Jasna cholera, jak mu tego brakowało! Pocałował ją w czoło i
oparł brodę o jej głowę. Oddychał głęboko.
Zadrżał, kiedy jej lodowate palce zatańczyły po jego
kręgosłupie.
Po chwili oderwał ją od siebie, pomógł zdjąć kurtkę i
zaprowadził do kuchni. Tam usadził ją przy stole i podał obiad.
Puchł z dumy kiedy patrzył na dwa talerze z kurczakiem i
warzywami.
Uśmiechnęła się do niego pięknie i życzyła smacznego.
Przyjrzał jej się uważniej. Ubrana była w dżinsy, biały top na
ramiączka i granatowy sweterek. Włosy miała związane w lekkiego
roztrzepanego koka, co dodawało jej uroku. Zaczerwienione od mrozu
policzki pięknie współgrały z malinowymi ustami.
Uwielbiał na nią patrzeć.
- Nie jesz – zauważyła wskazując na jego nietknięty talerz.
- Bon a petite – puścił jej oczko.
- Pozmywam – zaoferowała się, kiedy skończyli. Nie zdarzył
zareagować, a już wkładała naczynia do zlewu. Podszedł do niej
i przytulił się do jej pleców.
- Później – wyszeptał do jej ucha i poczuł, jak jej ciało
sztywnieje pod jego dotykiem. Odchyliła głowę w jego stronę.
Pocałował ją lekko w policzek.
Odwróciła się do niego, spojrzała prosto w oczy.
- Cieszę się, że już jesteś.
Czy wspominał już kiedyś, że jeszcze trochę, a serce wyskoczy
mu z piersi? Właśnie zaczęło rozciągać żebra.
Pochylił się nad nią i kolejny raz złożył pocałunek na jej
ciele, tym razem pod uchem. Westchnęła cichutko. Zjechał niżej.
- Hola, hola, kowboju, wstrzymaj wodze! - powiedziała nagle odsuwając
go na odległość ramion.
Spojrzał na nią z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? - teraz kompletnie zbiła go z
pantałyku.
- Myślałem że...
- Że co? - o cholera, czyżby ją rozzłościł?
- Że mogę, skoro my...
- My co? - czuł się jak na przesłuchaniu
- No jesteśmy ze sobą – wzruszył ramionami jak dziecko, które
próbuje wytłumaczyć mamie, że to nie ono zbiło wazon.
- A jesteśmy? - uniosła jedną brew do góry z fikuśnym uśmiechem
na twarzy.
- Cwaniara! - zaśmiał się - A jak myślisz? - tym razem to ona
wzruszyła ramionami.
- Jak już tak bardzo chcesz, to może się zgodzę – nawinęła
sobie loka na palec.
Nic już nie mówił. Pocałował ją gorąco,. Jej usta były tak
słodkie, że aż z jego piersi wydał się jęk rozkoszy.
Siedział w salonie na kanapie z Irminą rozłożoną na jego piersi.
Wdychał truskawki i cieszył się jej ciepłem. Nareszcie.
Poła sweterka odchyliła się delikatnie odkrywając smukłe ramię.
Chciał je okryć z powrotem, ale kiedy lekko uniósł materiał jego
oczom ukazał się wielki fioletowo-zielony siniec. Wyprostował się
nagle. Jej ciało też zesztywniało.
Podniósł ją powoli do pozycji siedzącej.
- Kto ci to zrobił? - zapytał zdejmując jej sweter. Przeraziło go
to co zobaczył.
- Nic się nie stało – próbowała zasłonić kolorowe plamy
dłońmi.
- Kto? - powtórzył przez zaciśnięte zęby, chodź domyślał się
już odpowiedzi. Gotowało się w nim ze złości.
Mak – loki zasłoniły jej twarz. Czuł, jak jego wnętrzności
skręcają się z wściekłości.
- Kiedy? - przełknął ślinę wpatrzony w ścianę. Niepotrzebnie
pytał, przecież sam już się domyślił. - Zrobił ci coś
jeszcze?
Odpowiedziała mu cisza.
- Irma, cholera jasna, czy zrobił ci coś jeszcze?! - dłonie trzęsły
mu się jak galareta.
- Niby nie – próbowała wymigać się od odpowiedzi, ale kiedy
dostrzegła jego surowe spojrzenie dodała niechętnie – pocałował
mnie.
- Uduszę gnoja!
- Michał, daj spokój – poprosiła, kiedy zerwał się na nogi.
Rozpoczął nerwowy marsz wzdłuż dywanu.
- Jaki spokój?! Co on sobie wyobraża? Najpierw śmie ci wymyślać
ci od najgorszych, a teraz to?! - spojrzał na nią oczami furiata –
uduszę, rozerwę na strzępy!
- Nie warto.
- Co ty w ogóle mówisz?
- Nie warto się nim przejmować. Ja już nie będę. Dla mnie umarł,
nie istnieje, rozpłynął się w powietrzu. Ty też masz już nim
nie zaprzątać głowy, ok?
Z trudem przystał na jej prośbę. Najchętniej wyrwał by mu flaki
przez oczodoły. Jak tak można? Jakim prymitywem trzeba się
urodzić, żeby zrobić coś takiego dziewczynie?
Jego dziewczynie.
Spojrzał na nią. Mrugała szybko powiekami. Nie chciał, żeby
płakała.
Usiadł z powrotem na kanapie i objął ją ramieniem.
- Bardzo boli? - delikatnie przejechał ręką po kolorowej plamie.
- Odkąd przyjechałeś, to wcale – pociągnęła nosem
i ułożyła głowę na jego barku.
Po chwili zasnęła.
Przyglądał jej się przez dłuższy czas. I wtedy, właśnie w jego
salonie przez głowę po raz pierwszy przebiegła mu myśl, która
pozostawiła ogromną bliznę w jego umyśle:
Ja pierdolę,
przecież ja ją kocham.
Wiedział już, że od tej chwili nic nie będzie takie samo.
***
Witam. No cóż. Opcje mam dwie:
- albo faktycznie nikt więcej tu nie zagląda
- albo mam do czynienia z niepiśmiennymi.
Trudno.
(wiem na pewno, że nie cierpię na żadną psychozę, bo przez weekend zajrzałam tu zaledwie dwa razy, a licznik od piątku podskoczył mi o ponad 150 wejść)
Tak czy siak.
W wasze ręce oddaję "dziewiąty", chociaż wcale nie jestem z niego zadowolona.
"Bleh" - wybaczcie, że się powtórzę.
No w końcu kolejny rozdział się u Ciebie pojawił, już się doczekać nie mogłam ;*. A co do rozdziału to super, że Michał wrócił do Moskwy i spotkał się z Irminą. Oni naprawdę powinni być razem, taką fajną parkę tworzą, uwielbiam ich normalnie ;). Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Michał jest rozkoszny, a Michała mi brakuje. Nie umiem powiedzieć nic więcej :C
OdpowiedzUsuńTakie słodkie, takie kochane , takie piękne. Nie mam do dodania nic więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam