Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

niedziela, 22 czerwca 2014

SIEDEMNASTY


Po pracy wpadła na chwilę do mieszkania, wzięła szybki prysznic i wskoczyła w zwiewną lekką sukienkę.
Walcząc po drodze z włosami w ostatniej chwili złapała odpowiedni autobus i po niecałej godzinie stała już pod michałowym blokiem. Wstukała kod do klatki i wspięła się na odpowiednie piętro. Zadzwoniła do drzwi, które po chwili otworzył jej własny prywatny Pan Winiarski. Uśmiechnął się szeroko i przepuścił ją w drzwiach. Bez słowa poprowadził ją przed sobą w głąb mieszkania, prosto do salonu, gdzie czekała na nich kolacja.

Sam zrobiłem. Znowu – wciąż uśmiechnięty Michał spuchł z dumy o dwa rozmiary. Poklepała go po przedramieniu w geście aprobaty i usiadła na krześle.

A warto wspomnieć iż zdolności kucharskie Winiarskiego ostatnimi czasy podskoczyły w górę.


- Dobra – zaczęła odkładając sztućce – to teraz mów co zmajstrowałeś, albo też co zamierzasz zmajstrować – zerknęła uważnie na swego lubego. Ten nic jednak nie odpowiedział, posłał jej tylko niewinne spojrzenie typu „mamo, ale ja nic”.

Odetchnęła głęboko uzbrajając się w cierpliwość.

- Michał? - ponagliła go opierając się wygodniej na krześle – Ba zaczynam się bać. Tak na poważnie.

- Ale deser! - skoczył na równe nogi zbierając puste talerze ze stołu.

- Misiek!

- No zaraz, bo się lody rozpuszczą!

Wrócił po chwili z dwoma wypełnionymi po brzegi pucharkami i jak gdyby nigdy nic zajął miejsce naprzeciwko Irminy i zaczął jeść.
Tokareva należała do osób cierpliwych i dość łagodnych, ale tego nawet dla niej było dzisiaj za wiele. Rzuciła łyżeczką o stół i z groźną miną założyła ręce na piersi.

- Jeżeli w tej chwili mi nie powiesz o co ci do ciężkiej Anielki chodzi, to wychodzę. Nie żartuję.

Michał wziął jej groźbę jak najbardziej poważnie. Ze stoickim spokojem wytarł usta w serwetkę, przesiadł się obok niej, po czym splótł ręce na stole.

- To tak. W sumie to mam dwie wiadomości. I szczerze nie mam pojęcia czy którakolwiek z nich jest dobra – Irmina lekko drgnęła. - Wiesz, że za tydzień jadę na zgrupowanie, prawda?

Kiwnęła głową. Owszem, Michał już jakiś czas temu poinformował ją o tym, że na kilka miesięcy wyjedzie z Moskwy, jednak do tej pory starała się o tym nie myśleć. Na samą myśl tak długiej rozłąki jej dusza skręcała się w miliony supełków.

- A po sezonie reprezentacyjnym na nowo rusza klubowy, no nie? - zapytał jakby sam siebie – Dlatego chciałbym... Słuchaj Irmina, ja wiem, że to będzie dla nas duży krok...

Jezus Maria! Czy on ma zamiar się oświadczyć? Słodka mamo, toż ona ma 23 lata. Za młoda jest, za głupia!
Studia, praca... Co matka na to powie?! Nie, nie, nie!
Przecież to za wcześnie!
Jak się odmawia oświadczyn? Odrzucić je, czy łagodnie dać do zrozumienia że3 to jeszcze nie ten czas? No bo za rok, czy d\wa... ale nie teraz!
Ręce Irmy trzęsły się jak galareta, a serce waliło jak szalone.
Boże kochany, tylko mnie nie proś o rękę! Powtarzała w myślach jak mantrę.

- Irma, słyszysz mnie? - z panicznych myśli wyrwała ją dłoń Michała na jej kolanie. Nie odpowiedziała. Zaciskając usta pokiwała głową. - Chciałbym, żebyś po reprezentacji zamieszkała razem ze mną.

Nie Michał, nie wyj... Zaraz co? To jednak nie wyciągnął pierścionka z kieszeni?

Miała wrażenie, że właśnie przypomina dętkę z której schodzi powietrze.
Zamieszkać. On chce tylko wspólnie zamieszkać.

- Eee... No... Dobra. - powinna była mu się rzucić na szyję, albo przynajmniej uśmiechnąć. Niestety wciąż tkwiąc w głębokim szoku kilka bełkotliwych wyrazów było maksimum jej możliwości.
Odniosła jedna wrażenie, że Michałowi taka jąkająca odpowiedź wystarczyła.
Upiła łyk soku.

- A gdzie chciałbyś zamieszkać? Pytam czysto retorycznie, bo ty masz większe mieszkanie. Do mojego pewnie się nie zmieści nawet dłuższe łóżko. - w końcu odzyskała język w gębie.

- Widzisz i tu wypływa na powierzchnię moja kolejna informacja. Otóż... Irmina ja nie przedłużę kontraktu z klubem twojego ojczyma. - powiedział nie patrząc jej w oczy.

- Jak to?

- Nie dogadywaliśmy się ostatnio z trenerem i z chłopakami z drużyny i dlatego wspólnie podjęliśmy decyzję, że odchodzę.

- Dokąd? Zenit?

- Nie.

- Ale w Rosji, prawda?

- Bełchatów – na te słowa Irmina poczuła się jak gdyby wylał na nią kubeł zimnej wody. Oddychała przez chwilę głęboko próbując przyswoić natłok informacji.

- Zaraz, zaraz... Skoro przenosisz się do Bełchatowa to znaczy...

- To znaczy, że chciałbym, żebyś przeprowadziła się tam ze mną. Żebyśmy razem zamieszkali w Polsce.


***
Mam wrażenie, że w trakcie tej mojej przerwy zgubiłam swój styl pisania.
Popracuję nad nim, obiecuję. Postaram się pisać tak jak wcześniej. Na  chwilę obecną pozostaje mi przeprosić za tego "cosia" powyżej.
Kolejny... Nie wiem kiedy. Postaram się dodać jeszcze przed irańskim weekendem w Gdańsku, ale nie daję 100% gwarancji. ;)

Całuję! :*


środa, 4 czerwca 2014

Szesnasty

Obudziły ją promienie słońca, które nachalnie próbowały się przedrzeć przez stare żaluzje. Zamrugała kilkukrotnie próbując przywołać ostrość widzenia. Po chwili przeciągnęła się delikatnie. Po jej lewej kołdra poruszyła się nieznacznie, a sekundę później długa, umięśniona ręka wylądowała na jej brzuchu.

- Nigdzie nie idziesz – nad jej uchem rozbrzmiał ciepły męski głos, który przyprawił ją o ciarki na plecach. Wielka ręka oplotła ją ciaśniej w talii odciągając od brzegu wersalki.
- Muszę, spóźnię się do pracy.
- Nie spóźnisz – usta jej towarzysza zaczęły znaczyć szlaki na jej ramieniu.
- Michał, muszę iść – wymruczała wyginając się jak kotka pod wpływem pieszczoty. - wywalą mnie, jak nie będę na czas.

Wymamrotał coś w pościel, obrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę.

- Ej, tylko bez fochów – pacnęła go w plecy i wyszła do toalety.

Zrzuciła z siebie wysłużoną piżamę i wskoczyła pod prysznic. Strumienie chłodnej wody pobudzały ospałe ciało i umysł do życia.
Od jakiegoś czasu między nią a Michałem wszystko układało się dobrze. Przestał się nawet martwić jej spotkaniami z Makarijem, mimo iż dalej pałał do niego nieskrywaną nienawiścią.
Cóż, trudno powiedzieć, że ten drugi tego nie robił.
Czasami czuła się przez to jak pożyczana zabawka. Mak wychodził przychodził Michał, albo na odwrót. Męczące, ale do przeżycia.
Cały czas miała nadzieję, że ci dwaj najważniejsi mężczyźni w jej życiu w końcu jakoś się dogadają.

Wyszła spod prysznica, założyła czyste ubrania, włosy przetarła ręcznikiem i stoczyła standardową wojnę ze szczotką i rozczesywaniem loków.
Kiedy wyszła z łazienki poczuła zapach parzonej kawy. Uśmiechnęła się delikatnie. Przy kredensie stał Michał ubrany zaledwie w spodnie od dresu i właśnie kończył robić kanapki.

- Wiesz, że cię uwielbiam? - powiedziała siadając przy stole, kiedy postawił przed jej nosem kubek w czerwone słonie.
Nie odpowiedział uśmiechnął się szeroko odwracając się z powrotem.

Sącząc ciepłą kawę taksowała go spojrzeniem. Nienaganna sylwetka, wyrzeźbione plecy, smukłe ramiona i potargane włosy. Takiego kochała go najbardziej. Właśnie taki był najpiękniejszy.
Usiadł naprzeciwko stawiając pomiędzy nimi talerz z górą kanapek.

- Smacznego – rzucił krótko. Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Albo coś zmalowałeś, albo jesteś na mnie zły, albo coś przede mną ukrywasz. Wybieraj. Bramka numer jeden, dwa, czy trzy?
- A mogę prosić kota w worku?
- Michał.
- Nie rozumiem o co ci chodzi – uśmiechnął się dziwnie sięgając po śniadanie.

Założyła ręce na piersi przypatrując mu się uważnie. Nie ustąpi.
Spoglądali na siebie z przeciwnych krańców stołu. 
Ona uparta i uważna, on lekko zmieszany wciąż z podejrzanym uśmiechem na ustach.

- Jedz, bo się do pracy spóźnisz – próbował zmienić temat. Tokareva ani drgnęła. - Nosz kurde, Irma!
- Możemy tu siedzieć do jutra, proszę bardzo.
- Nie możemy. Mówiłaś, że cię z roboty wywalą, jak się znowu spóźnisz.
- A co ty mnie tak łapiesz za słówka? Gadaj, widzę że coś kombinujesz.
- Może i kombinuję, ale na razie nic ci nie powiem. Masz tutaj kanapki do pracy, i spadaj – wstał z krzesła i podał jej papierowe zawiniątko. Upiła kilka łyków kawy, zgarnęła torebkę z wieszaka i założyła buty. Michał przypatrywał się jej z korytarza.

- Będziesz jak wrócę? - wyprostowała się spoglądając w jego stronę. - Czy mam przyjechać do Ciebie?
- Do mnie. - podszedł do niej i objął ją w pasie. Pocałował ją lekko. Świat zawirował na kilka długich sekund. Pachniał świeżym ogórkiem.
- Nie wiem jaki to znowu szalony pomysł zrodził się w twojej głowie, ale mam nadzieję , że życia nie stracę.
- Spokojnie. Jak już zginiemy, to oboje.
- Do później – skradła mu jeszcze jednego całusa i zniknęła za drzwiami.
- Do później – po raz kolejny uśmiechnął się chytrze i wrócił do kuchni.



***
Dzień dobry, dobry wieczór!
Przepraszam was rybeńki za to "coś" u góry, ale potrzebuję trochę czasu na powrót do formy po tak długiej przerwie. ;p
Udało mi się pozaliczać to co do zaliczenia miałam. Co prawda czekają mnie jeszcze dwa egzaminy... Ale że mam wolną chwilę, to postanowiłam wrzucić coś na "rozruszanie" zwłaszcza, że od tak dawna na to czekałyście.
Jestem wam cholernie wdzięczna za cierpliwość. Jesteście wspaniałe!

Kocham, ściskam, całuję, wybaczcie jeszcze raz to u góry! :* <3

(następny jakoś w połowie czerwca)

O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me