Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

niedziela, 30 marca 2014

Piętnasty.

Wiosna. Moskiewska wiosna, niby taka sama, jak ta w Polsce, ale jaka inna.
Cieplejsza, słoneczniejsza, bardziej radosna.
Kilka ostatnich miesięcy musiał odnotować w swoim życiorysie jako co najmniej „dziwne”
Rozstał się z żoną (co na chwilę obecną jest już całkowicie zamknięte – od kilku dni w papierach figuruje już oficjalnie jako rozwodnik), przeprowadził się do Rosji, poznał wspaniałą, młodą kobietę, w której zakochał się na zabój.
Tak. Kochał Irminę.
Kochał ją całym sobą. Kilka dni rozłąki bywa dla niego teraz najcięższą torturą. I kiedy przypomina sobie czasami, że jeszcze dwa miesiące temu mógł ją stracić przez własne tchórzostwo i głupotę... Do tej pory włosy mu się jeżą na karku.
Nie wyobraża sobie bez niej swojego dalszego życia.
Jest jego duszą, ciałem, sercem... Jest wszystkim.

Mamy maj. A maj jest podobno miesiącem zakochanych.

Siedzieli właśnie z Irminą na szczycie wzgórza, na które zabrała go na początku ich znajomości.
Wyciągnięty na kocu wspierał się na łokciach. Na jego piersi lekka i kolorowa jak motyl – których zresztą było pełno dookoła – ubrana we wzorzystą lekką sukienkę spoczywała Irma. I tylko multum kasztanowych loków od czasu do czasu smyrało go po twarzy i po nosie.
Oddychał głęboko, pełną piersią. Było mu tak błogo.

- Michał? - po jego piersi rozbiegły się wibracje wywołane subtelnym kobiecym głosem.
- Hmm? - ręką przygładził jej włosy, by móc spojrzeć choćby na czubek jej nosa.

Zamilkła. Poczuł, jak oddycha ciężej, a dłoń na jego udzie drga lekko.

- Nie będziesz zachwycony tym co ci powiem.

Podniósł ich oboje do pozycji siedzącej. Takie słowa z jej ust raczej nie mogły wróżyć nic dobrego.
Dał jej chwilę, by zebrała w sobie to, co zaraz miała zamiar z siebie wyrzucić. Chciał spojrzeć w jej oczy, ale twarz schowała we włosach. Opuściła głowę.

- Michał ja... - znowu urwała. Obrzuciła go przelotnym, wystraszonym spojrzeniem, po czym znowu wbiła wzrok we własne kolana. Chwycił jej twarz w dłonie i z troską spojrzał w czekoladowe tęczówki.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.

Wzięła glęboki wdech, przymknęła powieki.
- Znowu widuję się z Makarijem.

Zamurowało go przez chwilę. Zamrugał kilka razy próbując zrozumieć o co jej chodzi.
- Po co? - głos mu drżał, a na policzki wstąpiły rumieńce. Zaczynał się denerwować.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - wstał, ręce oparł na biodrach. - Po tym wszystkim co ci zrobił dalej masz ochotę patrzeć na tą parszywą mordę?
- Nie mów tak o nim...
- Niby dlaczego? To ostatni cham i prostak a ty... - i nagle poczuł się tak, jakby ktoś oblał go zimną wodą – chyba, że ty coś...

Nie odpowiadała. Nie patrzyła na niego. Nie zrobiła nic.

- Zależy ci na nim, prawda?
- Zależy mi na was obu.
- A na którym bardziej?
- To nie tak.
- A jak?
- Michał, zależy mi na nim, jak na przyjacielu, słyszysz? - stanęła naprzeciwko niego. Musiała porządnie zadzierać głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.

A jego oczy były wściekłe. Już dawno ni był tak bardzo wyprowadzony z równowagi.

- Ciebie kocham – czekoladowe spojrzenie świdrowało go na wskroś – Ale nie chcę z tego powodu przekreślać kogoś, kto towarzyszył mi niemal przez połowę mojego życia.
- I uważasz, że ten dupek zasługuje na drugą szansę? - założył ręce na piersi.
- Ty ją ode mnie dostałeś, więc dlaczego nie Mak?
Kolejne wiadro zimnej wody spłynęło po jego umyśle. 
Nie powiedział nic, spojrzał na własne buty. Wiedział, że ma rację.

Drobne ręce oplotły go w talii, a pod jego brodą ukazała się para prawie czarnych oczu.
- Nie zrozum mnie źle. Mak jest dla mnie ważny, to wszystko. Ale to do ciebie należy moje serce – uśmiechnął się delikatnie i przytulił ją do siebie. - A teraz mnie pocałuj – subtelnie spełnił jej prośbę.


***
O jaaa... 
Przepraszam was najmocniej na świecie.
Wiem, nawaliłam na całej linii.
Niestety, wątpię, żeby odcinki mogły pojawiać się częściej. Uczelnia - to raz, a dwa - pogoda. W takie piękne dni ostatnią rzeczą na którą mam ochotę jest siedzenie w mieszkaniu - wybaczcie.
Postaram się dodać kolejny za tydzień. Buziak! :*

piątek, 21 marca 2014

Czternasty.

Muzyka - KLIK (nie mam pojęcia, czy pasuje do odcinka, ale chodzi za mną od kilku dni - dogrzebałam się do starych folderów z muzyką ;))


Pozwoliła się przywieść do Moskwy.

Siedziała właśnie w swoim mieszkaniu szykując ciuchy na rozmowę kwalifikacyjną, która przypada jutro.
Z racji dziekanki miała teraz rok, by poukładać swoje dziwne życie.
Wyciągnęła z szafy granatową sukienkę. Uśmiechnęła się mimo woli.
Jak układało się z Michałem? Niby w porządku, ale... Właśnie, ale.
Niby wszystko było w porządku, niby chciała spędzać z nim każdą wolną chwilę... Tylko że chłodne sople pod sercem co i rusz napawały ją niepokojem. Miała wrażenie, że mimo tego, że ta „rozwodowa burza” jest już za nimi coś jednak jeszcze wisi w powietrzu. I niedługo zwali im się na głowy. Miała tylko nadzieję, że wytrzymają. Znowu.

Trening dłużył mu się w nieskończoność. Chciał już skończyć. O 16 był umówiony z Irminą na obiad.
Od weekendu w Irkucku minęły prawie trzy tygodnie. Na jego wspomnienie jego serce podskoczyło w piersi.
Jeszcze nigdy w życiu nie przeżył czegoś takiego. Z jednej strony było to najokropniejsze jego doświadczenie, z drugiej zaś... coś najcudowniejszego pod słońcem.
Pamiętał, jak się bał, kiedy zaparkował samochód pod domem, którego adres podała mu Rozalina. Później, kiedy zobaczył ją przy furtce cudem powstrzymał się od zawału. A kiedy w końcu...
Piłka prosto w brzuch przywróciła go do rzeczywistości.

-vSkup się Michał! - zganił go trener.
No, weź się skup...


- No cześć malina! - usłyszała w słuchawce domofonu, który notabene w dość mało delikatny sposób zmusił ją do opuszczenia kanapy.
- Wchodź – ruciła tylko i otworzyła klatkę swojej przyjaciółce. Po minucie dzwonek do drzwi rozdwonił się po mieszkaniu
- No hej – nim zdążyła podejść do drzwi Rozalina sama sobie udzieliła zaproszenia.
- Cześć – odpowiedziała niezbyt przymilnie.

 Niby nie powinna mieć za złe Rozie, tego że powiedziała Michałowi o Irkucku, zważywszy na to jak dzięki temu się między nimi sprawy ułożyły, ale... Ale ufała jej czasami bardziej niż sobie samej, a ona... No cóż, teoretycznie zrobiła to w dobrej wierze, więc teoretycznie tej wersji należy się trzymać.

- Kupiłam gorącą czekoladę, zrobić? - Rozalina czuła się tu niemal jak u siebie.
- Możesz – odpowiedziała włączając telewizor.
- Co u Michała? - zapytała po chwili, stawiając przed nimi dwa gorące kubki.

Nie odpowiedziała od razu. Mimo wszystko temat Michała był dla niej dziwny. Zależy jej na nim, nie może zaprzeczyć, ale... Ale coś dalej nie gra. Kiedy wcześniej potrafiła być przy nim sobą na sto procent, teraz często czuła się skrępowana. Zdarzało się, że w trakcie „randek” zapadała między nimi sztywna cisza, co przecież nigdy wcześniej nie miało miejsca. Było dziwnie. A dziwnie, wcale nie znaczy, że w porządku.
Widziała, że Michał się stara. Że gdyby tylko mógł, to przychyliłby jej nieba by była szczęśliwa...
tyle, że ostatnio miała wrażenie, że chyba nie chce tego nieba od niego.
Ciężko było jej wrócić do normalności po tym wszystkim.

- Dobrze. - powiedziała krótko skacząc po kanałach. - Mogę cię o coś zapytać? - Rozalina potaknęła. - Nie wiesz może co u Makarija?
- Sama nie miała pojęcia dlaczego o niego pyta.
- A po co ci to wiedzieć? Serio brakuje ci go do szczęścia?
- Nie, ale...
- Nic nie „ale”. Skup się na kimś kto jest tego warty.
- Roza. Makarij był moim przyjacielem na długo zanim w moim życiu pojawiłaś się ty. Zanim pojawił się Michał... dlatego jest mi przykro, że to co nas łączyło umarło w taki a nie inny sposób.
- Skoro nie wystarczało mu to, co mu oferowałaś nie było dla was innej przyszłości.
- Wiem, ale... Nic nic poradzę na to, że się o niego martwię.
- To przestań. I zamknij już dziób. Mój film się zaczyna.

Przygryzła wargę. Ciepły kubek przyjemnie drażnił skórę jej dłoni. Rozalina zatopiła się w swojej telenoweli.
Odetchnęła głęboko, przymknęła powieki. Pośród czerni pojawiły się nagle turkusowe oczy. Jej serce uśmiechnęło się lekko. Rozum pozostał niewzruszony wciąż powtarzając jej, że jest idiotką, bo pozwoliła facetowi owinąć się wokół palca.

Nagle lazur zamienił się w stal. Nieprzyjemną, skrzywdzoną stal. Serce przystanęło na chwilę, przełyk ścisnęła mroźna ręka.
Szarość oczu była tak boleśnie zimna, że poczuła ją gdzieś w okolicy żeber.

- Warto było go poświęcić dla kłamliwego, żonatego faceta po trzydziestce? - rozsądek odezwał się nieproszony.

Już dawno nie czuła się taka zdezorientowana.


***
Przepraszam! Przepraszam, przepraszam!
Nie dość, że kazałam wam czekać, to teraz jeszcze  publikuję to... "coś".
Zwyczajnie jest mi wstyd za te wypociny. Wybaczcie.

Muszę was uprzedzić, że niestety od teraz odcinki będą się ukazywały właśnie z taką częstotliwością, jak nie rzadziej. Skończyła mi się laba na uczelni, a i wena ostatnio odmawia mi odwiedzin.

Pozdrawiam, Rabarbar. :*


poniedziałek, 17 marca 2014

Trzynasty.

MUZYKA - KLIK

Obudziła się nad ranem. Zegarek na szafce wskazywał 4:16, sobota. Ciotka wyjechała na weekend wraz ze swoim mężem i dziećmi do teściów. Była sama.
Wstała z łóżka i przeciągnęła się. Zaspane stawy zatrzeszczały w proteście. Wyszła do łazienki. Szybki prysznic, później średniej jakości kawa i jajko na twardo. Ubrała się ciepło, zakluczyła dom i wyszła na spacer.
Irkuckie przedmieścia w środku zimy w dodatku nad ranem prezentowały się pięknie. Odetchnęła głęboko mroźnym powietrzem. Igiełki lodu przeszyły jej płuca. Jak przyjemnie.
Włożyła do uszu słuchawki, z których chwilę później popłynęły pierwsze dźwięki Sonaty Księżycowej Beethovena. Uwielbiała ją. Zwłaszcza kiedy czuła się tak jak przez ostatni czas.
Wyjechała z Moskwy, bo myślała, że łatwiej będzie jej zapomnieć.
Pomyliła się. Wspomnienie Michała wciąż było żywe, a co za tym idzie – bolesne. Na całe szczęście odkąd go nie widziała jej rany przestały krwawić. Chyba powoli zaczynała się przyzwyczajać do rzeczywistości bez właściciela lazurowych oczu.
Jego uśmiechnięta twarz zatańczyła pod jej powiekami. Zacisnęła usta, dłonie zwinęła w pięści.

Serio? Pogodziłaś się z tym?

Kiedy zorientowała się że dochodzi siódma rano postanowiła wrócić do domu ciotki. Uda szczypały od mrozu, a skostniałe palce odmawiały posłuszeństwa.
Szła powoli, wiedząc że nikt na nią nie czeka. Kiedy weszła na właściwą ulicę doznała lekkiego szoku. Przed domem cioci stało zaparkowane auto. Na widok jego opływowych kształtów i srebrnego lakieru jej serce zatrzymało się na kilka ciężkich sekund.
To niemożliwe. Nie mógł tutaj przyjechać.
Na miękkich kolanach podeszła bliżej. Samochód był pusty.
Łapiąc szybko powietrze, jak topielec cudem przywrócony do życia weszła na posesję. Na schodach siedziała zgarbiona postać z kapturem na głowie.
Tylko nie on, tylko nie on... Powtarzała jak mantrę.
Na dźwięk skrzypiącej furtki postać podniosła głowę. Błysk karaibskich oczu zauważyła z daleka.
Przełknęła ślinę chcąc pozbyć się rosnącej w gardle guli.
Serce, które wstrzymało na chwilę swoją pracę teraz łomotało jak szalone. Jakby chciało uciec z jej piersi w obawie, że znowu zostanie zranione.
Mimo wszystko zebrała się w sobie i podeszła do schodów.

- Co ty tutaj robisz? - zapytała chrypliwie modląc się w duchu by nie wybuchnąć płaczem.
- Moglibyśmy porozmawiać? Muszę ci wszystko wyjaśnić.

Przemogła się, podniosła głowę do góry i spojrzała mu w oczy. Ich lazur ponownie zahipnotyzował ją na kilka sekund. A później jej wyobraźnia zaczęła jej podsuwać wszystkie te momenty z Michałem w roli głównej, kiedy czuła się szczęśliwa.
Ich pierwsze spotkanie, pierwsza herbata, pierwsza prawie randka, aż w końcu ich pierwszy pocałunek.
Na koniec przypomniała sobie blondynkę z mokrymi włosami w jego szlafroku, która przedstawiła się jako jego żona.
Słone krople zapiekły w powieki.

- Nie mamy o czym - próbowała go wyminąć, ale złapał ją za ramiona.
- Ostatni raz, proszę. Jeżeli tylko będziesz chciała, to później zniknę z twojego życia. Obiecuję. Ale pozwól sobie wszystko wyjaśnić. Nie chcę, żeby to co między nami było zakończyło się w taki sposób. Nie zniosę tego.

Przez kilka chwil biła się z myślami przyglądając się jego twarzy. Jego cera była szara, oczy podkrążone, a lekki zarost dawno wymkną się spod kontroli.
Z jednej strony chciała mu już teraz powiedzieć, że to co się stało nie ma żadnego znaczenia. Chciała, żeby ją przytulił i już nigdy więcej nie pozwolił na to, by wyrwała się z tego niedźwiedziego uścisku.
Z drugiej zaś jej ledwo zabliźnione rany zaczęły lekko swędzieć, jakby przygotowywały się do kolejnego krwotoku.
Serce skakało w piesi krzycząc, żeby pozwoliła mu wejść do środka i nigdy więcej go stamtąd nie wypuszczać. Rozum podpowiadał, żeby dać mu pięć minut a później posłać w cholerę.

- Wejdź – powiedziała w końcu, a w jego czach zagościła lekka ulga.
- Dziękuję.

Kiedy znaleźli się w kuchni zaparzyła im kawę. Michał usiadł przy stole, nerwowo przeplatając palce. Postawiła przed nim kubek.

- Słucham? - starała się przybrać oschły ton. Może i nie zasłużył na takie traktowanie, ale wiedziała, że nie może sobie pozwolić na chwilę słabości. Gdyby to zrobiła od razu rzuciłaby mu się na szyję.
Przez minutę lub dwie milczał patrząc przed siebie. Kręcił młynka kciukami przygryzając wargi. Usiadła naprzeciwko. Zwrócił ku niej swoje zbolałe spojrzenie.
- Przepraszam – powiedział w końcu, a jej dusza poruszyła się wewnątrz. - Powinienem był być z tobą szczery od samego początku.
- Powinieneś – opuściła spojrzenie by nie zauważył, że znowu zbiera się jej na płacz.
- Pozwolisz, że opowiem ci wszystko po kolei?
- Chyba po to tutaj przyjechałeś, prawda?
Odetchnął głęboko, upił łyk czarnej kawy, przymknął oczy.
- Nie wiem jak zacząć... Rozwodzę się z Kamilą. Wniosek złożyłem tuż przed przyjazdem do Rosji, ja... Nie chciałem Cię okłamywać. Po części nawet kiedyś ci o tym powiedziałem...
- Pamiętam. W kawiarni powiedziałeś, że zakończyłeś długoletni związek. Związek Michał, nie małżeństwo. Zresztą ono dalej trwa.
- Już niedługo. Kilka dni temu odbyła się druga rozprawa. Jeszcze trochę, a będzie po wszystkim.
- Tak myślisz? - podniosła głowę – Czego ode mnie chcesz?
- Irma... Przepraszam cię. Obiecuję, że już zawsze będę z tobą szczery tylko... - jego głos drżał, a dłonie lekko tańczyły po stole.
- Tylko co?
- Tylko mnie nie zostawiaj. Nie odchodź. Nie umiem bez ciebie funkcjonować. Nie umiem zrobić nic bez ciebie. Kocham Cię.
Jej serce ponownie tego dnia zatrzymało się na kilka sekund by zaraz rozpędzić się jak szalone.
- Potrzebuję cię. - spojrzał jej prosto w oczy. Nie mogła tego znieść, zerwała się na równe nogi.
- Wyjdź – powiedziała odwracając się tyłem.
- Irmina... - podszedł do niej i opuszkami palców musnął jej plecy. Zadrżała przygryzając wargi.
- Wyjdź, proszę – po jej policzkach spłynęły łzy. Odwrócił ją ku sobie i zbliżył swoją twarz do niej na tyle, że musiała spojrzeć w głęboki lazur, który teraz przyćmiewała mgiełka słonych kropel.
- Powiedz mi to prosto w oczy. Powiedz mi, że już mnie chcesz. Że się mną brzydzisz i nigdy więcej nie chcesz mnie widzieć. Wtedy odejdę. Ale jeżeli chociaż cząstka ciebie chce, żebym tu został to... To błagam cię, daj mi jeszcze jedną szansę. Jeżeli chcesz, padnę tu zaraz na kolana, ale Irma... Proszę cię, nie odtrącaj mnie. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś moim słońcem, jesteś dla mnie wszystkim.

Słone łzy spływały wprost na jego dłonie. Nie miała pojęcia co ma zrobić. Serce kołatało jej w piersi wrzeszcząc, że ma tu i teraz powiedzieć mu, żeby został. Rozum z kolei wysyłał chłodne impulsy, które mówiły, że powinna uciekać, wyrzucić go za drzwi i nigdy więcej nie oglądać na oczy.

- Michał ja... - zaczęła, choć dalej nie miała pojęcia co powinna mu odpowiedzieć.
Spojrzał na nią uważnie z nadzieją w oczach. Przełknął ślinę, jego oddech przyspieszył owiewając jej mokre policzki. - Ja nie wiem, czy będę umiała ci znowu zaufać - wydusiła w końcu z siebie. Zaschło jej w gardle.
- Pozwól mi na to zasłużyć – poprosił jeszcze bliżej przysuwając swoją twarz. - Pozwól mi udowodnić.
Uwolniła się z jego uścisku.
- Michał, to nie takie proste. Rozwód może jeszcze dałabym radę znieść, ale ty masz syna.
- Tego się właśnie obawiałem – spojrzała na niego zdezorientowana – bałem się, że to cię spłoszy. Że nie będziesz chciała związać się z facetem, który ma takie zobowiązanie.
- Tu nie chodzi o zobowiązanie ani o sam fakt, że masz dziecko. Chodzi o to, że mi o tym nie powiedziałeś, że zataiłeś przede mną ważną część siebie. Jak ty teraz sobie to wszystko wyobrażasz? Że mimo to zaufam ci znowu, skoro ty nie ufałeś mi od samego początku?
- Co? - zbiła go kompletnie z pantałyku.
- Nie powiedziałeś mi o nim bo się bałeś, a to znaczy, że nie potrafiłeś obdarzyć mnie zaufaniem.
- Nie myślałem, że pojmujesz to właśnie tak..
- Tak, właśnie tak. Co nie zmienia faktu, że mnie zraniłeś nie mówiąc mi o niczym. Gdybyś od początku grał fair... Nie uciekłabym.
- A teraz? Chcesz uciec? - zaskoczył ją tym pytaniem. Znowu do niej podszedł i objął jej twarz dłońmi. Pochylił się nad nią, nie potrafiła zaoponować. Lazur jego spojrzenia zniewalał ją od stóp do głów.
- Irmina, czy teraz chcesz ode mnie uciec? - jego ciepły, nerwowy oddech omiótł jej policzki. Przycisnął ją własnym ciałem do kredensu. Czuła jak drży. Z sekundy na sekundę ich twarze znajdowały się coraz bliżej.
- Nie umiem – szepnęła w końcu, a jego miękkie usta wpiły się w nią namiętnie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie.

Serce puchło z radości, rozum ganił za głupotę. Uciszyła go wdychając pieprzową dłoń perfum Michała.
Nie odrywając się od niej posadził ją na kredensie. Oplotła jego biodra nogami zmuszając go do przylgnięcia do niej całym ciałem. Oddychali ciężko, całowali z pasją.
Jej ręce wjechały pod jego bluzę. Jednym ruchem pomogła mu ją ściągnąć obnażając nagi, wyrzeźbiony tors. Ponownie podniósł ją do góry i przeniósł do salonu przewracając po drodze taboret. Położył ją na kanapie. Kolejne części ich garderoby lądowały na podłodze.
Czuła jego ciepło na swojej skórze. Dotyk jego palców wywoływał gęsią skórkę, a szlak który wyznaczały jego usta długo płonął pożądaniem. 

Dopiero teraz dotarło do niej jak za nim tęskniła. Jak bardzo brakowało jej jego silnych ramion i gorącego oddechu. Złapała jego twarz w dłonie i zmusiła by spojrzał w jej oczy.

- Nie krzywdź mnie nigdy więcej – poprosiła oddychając nierówno.

Nic nie powiedział. Pocałował ją najmocniej jak tylko potrafił wkładając w ten pocałunek wszystko to co do niej czuł. Chciał jej pokazać w ten sposób, jak bardzo mu na niej zależy.

Tego dnia jeszcze nie raz dawał jej dowody swojej miłości.




***
Dobra. Z tym odcinkiem miałam was przetrzymać do środy... 
Ale sama nie mogłam się doczekać jego publikacji. :D
 Nie to, żebym była z niego jakoś szczególnie zadowolona, ale mam wrażenie, że do najgorszych też nie należy. ;)
Niestety, kolejnego możecie się spodziewać dopiero gdzieś w okolicach czwartku, tudzież piątku. Ten tydzień mam dość napięty. :(

Buziaczki w pysiaczki! :*


niedziela, 16 marca 2014

Dwunasty.

Jest mi mdło
boli mnie głowa,
Zeschły mi wargi
to żaden wiersz.
Po prostu chcę
żebyś wróciła.*



Noc. Ciemna, głucha, zimna jak cholera czwartkowa noc.
Właśnie nocą czuł się najlepiej. Tylko wtedy dawał upust emocjom.
Minął miesiąc i trochę. Dokładnie trzydzieści cztery dni odkąd widział ją po raz ostatni. A obraz tego spotkania prześladował go boleśnie. Czarne skrzywdzone oczy, drżące malinowe wargi i piekący policzek z kilkudniowym zarostem. Właśnie tak to zapamiętał.

Któregoś dnia spotkał ją na mieście, kiedy robił zakupy. Nim zdążył powiedzieć choćby „dzień dobry” zniknęła gdzieś w tłumie.
Innym razem natknął się na nią na hali, kiedy odbierała swoje rodzeństwo spod opieki Rubiena. Dogonił ją wtedy na parkingu, ale nawet nie chciała na niego patrzeć.

A pięć dni temu dowiedział się przypadkiem od kolegów z klubu, że wyjechała.
Wzięła dziekankę i wyjechała. Bóg jeden wie gdzie i na ile.
Ta wiadomość wstrząsnęła nim do głębi.
Za długo czekał, za mało zrobił.

Spojrzał na zegarek. Dwudziesta trzecia zero osiem. Mimo to zadzwonił do Rozaliny.

- Halo? - mimo późnej pory głos blondynki wydawał się rześki.
- Moglibyśmy porozmawiać? - ni dzień dobry, ni pocałuj mnie w dupę. Wywalił prosto z mostu. Maniery Winiar, maniery...
- O Irminie?
- Tak.

Przez chwilę zapadła głucha cisza.

- Michał, wydaje mi się, że już nie ma o czym.
- Wiem, że wyjechała, ale...
- Dobra. Jestem u siebie, pamiętasz chyba gdzie mieszkam?

Pamiętał.
Jak najszybciej przebrał się w dresy, zgarnął kluczyki i portfel. Po 20 minutach był na miejscu.

- Wejdź – otworzyła mu drzwi w szortach i rozciągniętym białym podkoszulku – do kuchni – wskazała ręką. Zaparzyła dwie herbaty, jedną postawiła przed nim. - Słucham?
- Roza, powiedz mi dlaczego?
- Dlaczego wyjechała? Jakbyś nie wiedział.

Zwiesił głowę.

- Wróci?
- Kiedyś.
- Kiedy?
- Nie wiem.
- A gdzie jest?
- Nie mogę ci powiedzieć.

Mimowolnie jego dłonie zacisnęły się w pięści. Pieprzona kobieca solidarność!

- Roza...
- Michał, czego ty ode mnie chcesz? Nie powiem ci, bo dostałam absolutny zakaz, rozumiesz? Co ty sobie w ogóle wyobrażałeś? Że wieść o twoim rozwodzie nigdy nie wyjdzie na światło dzienne? Mało tego! Ukryłeś fakt, że masz syna!
- To nie tak...
- Co nie tak? Wiedziałeś jaka jest Irmina. Wiedziałeś jaka jest wrażliwa i krucha. A mimo to zabawiłeś się jej zaufaniem na całej linii! Nie oczekuj więc teraz, że w jakikolwiek sposób ułatwię ci opcję jej powrotu.
- A istnieje taka opcja?
Roza pacnęła się dłonią w czoło, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że powiedziała stanowczo za dużo.
- A kochasz ją?
- Oczywiście, że tak.
- I ona kocha Ciebie. Tyle, że już Ci nie ufa. I nie mam pojęcia, czy będzie potrafiła zrobić to znowu.
- Poczuł, jak pod jego powiekami zbierają się słone krople. Zamrugał kilka razy.
- Tylko mi tu nie płacz! Bo zaraz i ja zacznę! - rzuciła mu paczkę chusteczek.
- Pomóż mi. - pociągnął nosem patrząc jej w oczy.
- Wyglądasz jak zbity szczeniak. Przestań.
- Wierz mi, że czuję się milion razy gorzej od zbitego szczeniaka.
- Słuchaj. Ja nie wpłynę na jej decyzję. Nawet próbowałam, bo mimo wszystko mam wrażenie, że pasujecie do siebie jak cholera. Ale ona mnie nie słucha. Nie chce mnie słuchać.
- Powiedz mi tylko gdzie pojechała. Nic więcej nie chcę.
Rozalina westchnęła głęboko.
- Przecież ona mnie zabije...
- Roza.
- Irkuck.
- Aż tam?! - zdziwił się jak cholera. Syberia... wyjechała aż na Syberię!
- Pojechała do swojej ciotki.
- Dzięki – zerwał się z krzesła – i dziękuję za herbatę.
- Poczekaj. Powiedz mi jedno – wstała krzyżując ręce na piersi – Dlaczego nie powiedziałeś jej o tym wszystkim? Musiałeś mieć jakiś powód.

Odetchnął głęboko i po raz kolejny tej nocy spojrzał jej prosto w oczy. 

- Coś, co do tej pory uważałem, za najwspanialszą rzecz w moim życiu okazało się niewypałem. Kobieta, z którą wtedy chciałem spędzić resztę życia przyprawiała mi rogi od dawna. Zwyczajnie wstydziłem się przyznać do mojej największej porażki. A Oskar... Mimo, ze to moje dziecko wydawał mi się tak odległy od tego świata, że... Że sam nie wiem.
- A teraz? Co teraz?
- Teraz muszę przewrócić świat do góry nogami, żeby dziewczyna, na której zależy mi bardziej niż na sobie samym zechciała przynajmniej na mnie spojrzeć i zamienić choćby dwa słowa.
- Kurczę, serio ją kochasz.
- Jak jeszcze nikogo na tym świecie.



*Włodzimierz Szymanowicz




***
Kurde, przepraszam was za to u góry. 
Flaki z olejem, masakra jakaś.
;/

ZAKSA wygrywa PP. Gratuluję, oczywiście! 
Chociaż nie jestem zbytnio tym faktem pocieszona.  
Liczyłam na JW. ;)

Widzieliście piątą bitwę Kłosa i Wrony?
Dej mejd maj dej! :D

piątek, 14 marca 2014

Jedenasty.

Świat nie może umrzeć. Wielu już pokoleniom zdawało się, że świat umiera.
Ale to tylko ich własny świat umierał.*
Tylko.
Jej świat rozpadł się na kawałki. Z kawałków na drobinki. Z drobinek na atomy. Z atomów na protony, neutrony i całą niewielką resztę.
Miała wrażenie, że jej świat przestał istnieć.

Czuła się jak niechciana zabawka. Jak lalka, którą ktoś wyrzucił na śmietnik, po tym jak już przestała być „nowa”.
Czuła się rozerwana na pół. Jakby ktoś przeciął ją na wskroś tępymi nożyczkami, a postrzępione brzegi jej duszy zostawił nie opatrując ich w żaden sposób. Nierówne i pełne ran. Ran, których nie sposób zaleczyć.

Owinęła się ciaśniej kocem.

Nie „ktoś”.
Michał.
Jego imię boleśnie przeszyło jej umysł. Rany otworzyły się szerzej. Krwawiły mocniej. Czarną juchą i łzami.

Nie wychodziła. Ani na zlecenia, ani do Rozy, ani na uczelnię.
Wegetowała. Jak roślinka, która czeka na lepszą pogodę.
Tyle, że ona nie przewidywała dla siebie przychylniejszej prognozy.

Zniszczył ją.
Zniszczył ją kompletnie.
Rozkochał w sobie, sprawił, że mu zaufała i... I wyrzucił jak papierek po cukierku.

Teraz już wiedziała jak musiał czuć się Makarij. I wcale nie było jej z tym lepiej.

Czy próbował się z nią skontaktować? Oczywiście że tak. Jeszcze tego samego wieczora przyjechał do jej mieszkania. Mimo iż rozum niemal wrzeszczał, żeby tego nie robiła wpuściła go do środka.
Tłumaczył się. Że się rozwodzi. Że już nie kocha Kamili. Że teraz kocha tylko ją.
Mimo wściekłych protestów zdrowego rozsądku była gotowa mu uwierzyć.
Dopóki nie powiedział jej o tym, że ma kilkuletniego syna.
To przelało kielich kłamstw i goryczy. Wyrzuciła go za drzwi.

Później dzwonił do niej kilkadziesiąt razy. Nie odebrała.
Wysłał setki wiadomości. Nie odpisała.
Chciała usunąć do ze swojej pamięci. Wymazać wspomnienia. Wyrzucić z serca.

Już nie płakała. Jej oczy wyschły kilka dni temu. Teraz po prostu była. Zawieszona gdzieś w czasoprzestrzeni trwała otępiała i niezdolna do życia. Skrzywdzona do granic wytrzymałości.
Oddała mu całe swoje serce. A on je zwyczajnie opluł, podarł i zmieszał z błotem

Roza stawała na głowie, żeby jej pomóc, jednak nie umiała.
Była jej wdzięczna. Gdyby nie ona... Nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić co by się z nią stało, gdyby nie ciepłe wsparcie przyjaciółki.

Czy Michał wiedział co się teraz z nią dzieje?
Czy cierpiał tak jak ona?
Czy nie potrafił już oddychać, kiedy nie ma jej przy jego boku, tak jak ona teraz?



Tak, wiedział, bo dzwonił do Rozy,
Tak, cierpiał, bo skrzywdził kogoś, kto znaczył dla niego więcej niż on sam.
Nie, nie potrafił oddychać. Nie potrafił zrobić nic.


    "Tak ci miałem wiele do powiedzenia. Wydawało mi się, że o życiu, ale okazuje się, że tylko o sobie. O sobie w tobie. Albo raczej o tobie we mnie."**

Kamilę wyrzucił jeszcze tego samego wieczora, a sam pojechał do Irmy, chodź nic to nie dało.
Nie chciała go.
Czuł się tak, jakby razem z nią odeszła jego dusza.
Chciał to naprawić.
Nadal chce.
Ale nie potrafi.

Wymyśl coś kretynie!

Gdyby tylko wiedział co ma zrobić...
Na razie pozwolił jej ochłonąć. Chciał, żeby przemyślała to na spokojnie. Miał nadzieję, że kiedy już to zrobi da mu szansę na przynajmniej jeszcze jedną rozmowę. Choćby miała to być ich ostatnia.
Przeliczył się.
Od kilku dni milczała.

Zdajesz sobie sprawę, że możesz już jej nie odzyskać?
- Gówno prawda! Jak będzie trzeba, to zatańczę na rzęsach, ale nie pozwolę jej odejść!
Do niczego nie możesz jej zmusić. To nie ona zawiniła. To ty ją okłamałeś.
Nie okłamałem, ja tylko...
Nie powiedziałeś całej prawdy. Tak, wiem. Ale przykro mi Michaś. Mimo wszystko to jest kłamstwo. Zgasiłeś swoje słońce. Niemożliwym prawie będzie rozpalić je na nowo.
Prawie.
Prawie.




**(oba cytaty)  Tadeusz Konwicki "Mała apokalipsa"



***
Króciutko, wiem, przepraszam.
Kończą mi się rozdziały napisane "na zaś", a chyba mam kryzys... 

Btw, wszystkiego najlepszego dla powiększonej rodziny Winiarskich. ;)

środa, 12 marca 2014

Dziesiąty.

 Irma wypełniała cały jego wolny czas. I wcale nie uważał, żeby ten czas był stracony.
Dzięki niej miał okazję po raz pierwszy uczestniczyć w prawosławnych świętach Bożego Narodzenia i wejść do cerkwi. Pierwszy raz też malował obrazy palcami (kiedy zorganizowała im kiedyś „aktywną niedzielę” i zabrała go na warsztaty malarskie) czy też jeździł na łyżwach.
Tak, tak. Pan Winiarski do ostatniego czwartku jeszcze nigdy w życiu nie jeździł na łyżwach. Dzięki temu przez kilka ostatnich dni miał problem z normalnym ulokowaniem się na czymkolwiek do siedzenia. Porządnie obił sobie to i owo.
Pokręcił głową. Co ona wyprawia? Uśmiechnął się szeroko do kierownicy wracając z treningu.

Puk, puk. Tik, tak... - odezwał się zdrowy rozsądek – nie zapomniałeś o czymś?

Zapomniał. Jasne, że zapomniał. Przy Irminie przestawał myśleć o wszystkim, więc niby jakim cudem miałby zaprzątać sobie głowę rozwodem?

Tu nie chodzi o to, żebyś się tym martwił. Chodzi o to, żebyś grał fair wobec dziewczyny, którą jak sam twierdzisz kochasz.
- Kiedyś jej powiem – upewnił się sam siebie i zajechał na parking.

Wysiadł z auta, chwycił torbę i ruszył w stronę windy. Kiedy wyjechał na górę i zamierzał właśnie otworzyć drzwi zdziwił się strasznie. Zapomniał ich zakluczyć? Zaniepokojony wszedł do środka i rozejrzał się czujnie. Jego uwagę przykuły długie brązowe kozaki w korytarzu.
Przecież to nie Irma. Sama nie chciała od niego kluczy. Tłumaczyła to tym, że jak na razie są parą, a nie małżeństwem i każde z nich potrzebuje odrobiny prywatności. Zgodziła się jedynie na kod do domofonu.
Wszedł głębiej do mieszkania i zamarł w progu salonu.

- Witaj Michał – na kanapie siedziała Kamila.
- Co ty tu robisz? - mrugał powiekami z nadzieją, że to mu się tylko śni. Dyskretnie nawet uszczypnął się w obolały tyłek – nic nie pomogło. Jego prawie była żona siedziała naprzeciwko niego naprawdę, a on nie miał pojęcia po jaką ciężką cholerę tu przyjechała.
- Przywitałbyś mnie trochę czulej. Teoretycznie wciąż jesteś moim mężem – podeszła do niego i objęła za szyję. Nie wykonał żadnego ruchu. Stał jak słup soli czekając aż skończy się do niego tulić.
 Westchnęła zauważając brak jakiejkolwiek reakcji.
- Czego chcesz? - odłożył torbę na panele i ściągnął kurtkę. - Druga rozprawa dopiero za miesiąc.
- Tak, wiem, ale pomyślałam sobie, że sprawdzę jak ci się tutaj układa – wzruszyła ramionami i przeszła do kuchni. - Głodny? Zrobiłam ci naleśniki.
- Jakim cudem tu weszłaś? - emocje powoli zaczynały się w nim gotować. Czego ona chce? Przecież ich ostatnie spotkanie przebiegło w mimo wszystko dość przyjemnej atmosferze. Przecież w końcu doszli do wniosku, że rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem. Doskonale wiedziała, że nie ma już szans na uratowanie tego, co kiedyś między nimi było.
- Zapomniałeś, że mieszkanie kupowaliśmy razem? Nie oddałam ci drugiego kompletu kluczy.
Odetchnął głęboko kilka razy. Uspokój się Winiarski. Przetarł twarz dłońmi i przysiadł na kuchennym stole.
- Wyjaśnisz mi w końcu co tu robisz?
Nie odpowiedziała od razu. Spojrzała na niego bacznie z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Nie potrafił nic wyczytać z jej chłodnych oczu.

- A może ty mi powiesz jak tam się bawisz ze swoją nową koleżanką? - zapytała wskazując brodą na zdjęcie przyozdobione własnoręcznie robioną ramką z muliny, które wisiało na lodówce. On i Irmina, wymazani farbą na warsztatach. Ot, drobny upominek na walentynki.
- Naprawdę cię to obchodzi? - jego głos stał się suchy i nieprzyjemny.
- Wyobraź sobie, że tak. W świetle prawa mnie zdradzasz.
Prychnął ze złością. Jak ona śmie!
- Ja cię zdradzam? Kpisz, czy o drogę pytasz?!
Uśmiechnęła się parszywie. Krew zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach. Jeszcze chwila, a wybuchnie!
- Powiesz mi w końcu po co przyjechałaś, czy mam cię po prostu wyrzucić za drzwi? - był wściekły. Że też musiała tu przyjechać właśnie teraz! Kiedy już wszystko zaczęło się układać.
- Dobra. Chciałam się odrobinę z tobą podroczyć, ale widzę że opuściło cię poczucie humoru. - Boże kochany, co się stało z tą kobietą? Ze słowa na słowo przestawał widzieć w niej dziewczynę z którą kiedyś chciał iść przez życie. - Potrzebuję pieniędzy.
- A więc to tak? Potrzebujesz kasy, ale na lot do Moskwy to miałaś?
- Wykorzystałam bezterminowy voucher, który dałeś Oskarowi na święta.
- Co zrobiłaś?! - przecież to był prezent dla ich syna! Kupił go z myślą o tym, że jeżeli będzie miał kilka dni wolnego, to Oskar odwiedzi go w Rosji. Nie potrafił zapanować nad drżeniem rąk. Miał ochotę ją zwyczajnie zbesztać. - Nie mogłaś zadzwonić? Zrobiłbym przelew. Po cholerę robisz zamieszanie? Dam ile potrzebujesz, ale zabieraj się stąd i nie wracaj.

Chyba trochę zabolały ją jego słowa, bo chłód zielonych oczu odrobinę przybrał na sile.

- Po tym wszystkim co razem przeszliśmy od tak po prostu odprawiasz mnie z kwitkiem?
- Tak, po tym wszystkim co zrobiłaś wierz mi, że i tak traktuję cię z większym szacunkiem niż zasłużyłaś.

Nie rozmawiali już więcej. Poprosiła go jeszcze tylko o nocleg, bo lot powrotny miała dopiero następnego dnia po południu. Pozwolił jej spać w sypialni, sam tą noc planował spędzić w salonie.
Kamila brała prysznic, a on rozkładał właśnie koc na kanapie, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
Zesztywniał.
Kompletnie zapomniał, że był dzisiaj umówiony z Irminą!
Spięty jak nigdy otworzył drzwi. W progu stała jak zwykle uśmiechnięta burza loków z małym pakunkiem w ręku.

- Hej – wspięła się na palce by pocałować go lekko. - Mam dla ciebie ciasteczka. Sama upiekłam. No dobra, w sumie to upiekła je Roza, ale to ja zdobiłam lukrem, więc prawie jakby były moje – świergotała jak skowronek na wiosnę.
- Hej – odpowiedział zasłaniając jej wnętrze mieszkania własnym ciałem.
- Coś nie tak?
- Irma, musimy pogadać. Ale nie tutaj.
- Kto przyszedł? - gdzieś za nim rozległ się głos Kamili. Irmina rzuciła mu zdezorientowane spojrzenie i ręką nakazała się przesunąć.
Opuścił głowę i zagryzł wargi. W korytarzu stała jego prawie była żona w jego szlafroku rozczesując palcami mokre włosy.
- Irma, to nie tak jak myślisz – złapał ją za ramiona. Wyszarpnęła się, a jej oczy się zaszkliły.
- Możesz mi powiedzieć kto to jest? - zapytała ochryple walcząc ze łzami. Sam też powstrzymywał słone krople jak mógł. Musi jej to wszystko wyjaśnić. Ona musi to wszystko zrozumieć!

- Kamila, żona Michała – usłyszał po prawej. Odwrócił się przerażony w tamtą stronę. Kama z bezczelnym uśmiechem wyciągała rękę w stronę Irminy.

- Żona? - szepnęła, a po różowych policzkach popłynęły łzy. - Żona – powtórzyła głucho odsuwając się od drzwi.
Pakunek wypadł z jej rąk. Po klatce rozniósł się dźwięk tłuczonego talerzyka.

- Irmina, poczekaj!
Nawet się nie obejrzała.
- Irmina! - pobiegł za nią. Udało mu się ja złapać na schodach – Wysłuchaj mnie, proszę.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
- Irma...
- Spieprzaj oszuście! I nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Zrozumiałeś?! - odepchnęła go.
- Kocham Cię! - prawie krzyknął.
Uderzyła go w twarz.
- Brzydzę się tobą.

Nie mógł uwierzyć w to, co stało się przed chwilą.
Odeszła? Tak po prostu?
Poczuł, że z każdym jej krokiem on sam rozpada się na kawałki.
Na miliony kawałków, drobnych jak piasek, których nie sposób ze sobą poskładać.

    Wspominał kiedyś, że jeszcze trochę, a jego serce wyskoczy z piersi?
    Właśnie wyskoczyło.
    Pokruszone i zdeptane, ale jednak.
    I pobiegło za nią.



***

No dobra. Było słodko i cieplutko... to już nie jest. A co! ;p

Swoją drogą jestem oburzona cenami biletów na tegoroczną Ligę Światową!
200, 150, 120, 100 i  80zł na mecz Polska - Iran w Gdańsku?
Toż to kpina! (no chyba że mam jakieś złe informacje...)
Włochy, Brazylia - jestem w stanie zrozumieć. Ale Iran? Litości...
Pojadę i tak. Nie mogę przecież sobie odpuścić reprezentacji w moim ulubionym polskim mieście. 
(nie, nie jestem z Gdańska ;))
Mimo, że moje konto bankowe długo będzie opłakiwać dziurę w funduszach. 
Zwłaszcza, że w kwietniu będę polować na bilety na mecz otwarcia Mistrzostw Świata w Warszawie.

Btw... Ktoś z was się gdzieś wybiera? :D

Buziam! :*

O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me