MUZYKA - KLIK
Obudziła
się nad ranem. Zegarek na szafce wskazywał 4:16, sobota. Ciotka
wyjechała na weekend wraz ze swoim mężem i dziećmi do teściów.
Była sama.
Wstała
z łóżka i przeciągnęła się. Zaspane stawy zatrzeszczały w
proteście. Wyszła do łazienki. Szybki prysznic, później średniej
jakości kawa i jajko na twardo. Ubrała się ciepło, zakluczyła
dom i wyszła na spacer.
Irkuckie
przedmieścia w środku zimy w dodatku nad ranem prezentowały się
pięknie. Odetchnęła głęboko mroźnym powietrzem. Igiełki lodu
przeszyły jej płuca. Jak przyjemnie.
Włożyła
do uszu słuchawki, z których chwilę później popłynęły
pierwsze dźwięki Sonaty Księżycowej Beethovena. Uwielbiała
ją. Zwłaszcza kiedy czuła się tak jak przez ostatni czas.
Wyjechała
z Moskwy, bo myślała, że łatwiej będzie jej zapomnieć.
Pomyliła
się. Wspomnienie Michała wciąż było żywe, a co za tym idzie –
bolesne. Na całe szczęście odkąd go nie widziała jej rany
przestały krwawić. Chyba powoli zaczynała się przyzwyczajać do
rzeczywistości bez właściciela lazurowych oczu.
Jego
uśmiechnięta twarz zatańczyła pod jej powiekami. Zacisnęła
usta, dłonie zwinęła w pięści.
- Serio?
Pogodziłaś się z tym?
Kiedy
zorientowała się że dochodzi siódma rano postanowiła wrócić do
domu ciotki. Uda szczypały od mrozu, a skostniałe palce odmawiały
posłuszeństwa.
Szła
powoli, wiedząc że nikt na nią nie czeka. Kiedy weszła na
właściwą ulicę doznała lekkiego szoku. Przed domem cioci stało
zaparkowane auto. Na widok jego opływowych kształtów i srebrnego
lakieru jej serce zatrzymało się na kilka ciężkich sekund.
To
niemożliwe. Nie mógł tutaj przyjechać.
Na
miękkich kolanach podeszła bliżej. Samochód był pusty.
Łapiąc
szybko powietrze, jak topielec cudem przywrócony do życia weszła
na posesję. Na schodach siedziała zgarbiona postać z kapturem na
głowie.
Tylko
nie on, tylko nie on... Powtarzała jak mantrę.
Na
dźwięk skrzypiącej furtki postać podniosła głowę. Błysk
karaibskich oczu zauważyła z daleka.
Przełknęła
ślinę chcąc pozbyć się rosnącej w gardle guli.
Serce,
które wstrzymało na chwilę swoją pracę teraz łomotało jak
szalone. Jakby chciało uciec z jej piersi w obawie, że znowu
zostanie zranione.
Mimo
wszystko zebrała się w sobie i podeszła do schodów.
- Co
ty tutaj robisz? - zapytała chrypliwie modląc się w duchu by nie
wybuchnąć płaczem.
- Moglibyśmy
porozmawiać? Muszę ci wszystko wyjaśnić.
Przemogła
się, podniosła głowę do góry i spojrzała mu w oczy. Ich lazur
ponownie zahipnotyzował ją na kilka sekund. A później jej
wyobraźnia zaczęła jej podsuwać wszystkie te momenty z Michałem
w roli głównej, kiedy czuła się szczęśliwa.
Ich
pierwsze spotkanie, pierwsza herbata, pierwsza prawie randka, aż w
końcu ich pierwszy pocałunek.
Na
koniec przypomniała sobie blondynkę z mokrymi włosami w jego
szlafroku, która przedstawiła się jako jego żona.
Słone
krople zapiekły w powieki.
- Nie
mamy o czym - próbowała go wyminąć, ale złapał ją za
ramiona.
- Ostatni
raz, proszę. Jeżeli tylko będziesz chciała, to później zniknę
z twojego życia. Obiecuję. Ale pozwól sobie wszystko wyjaśnić.
Nie chcę, żeby to co między nami było zakończyło się w taki
sposób. Nie zniosę tego.
Przez
kilka chwil biła się z myślami przyglądając się jego twarzy.
Jego cera była szara, oczy podkrążone, a lekki zarost dawno
wymkną się spod kontroli.
Z
jednej strony chciała mu już teraz powiedzieć, że to co się
stało nie ma żadnego znaczenia. Chciała, żeby ją przytulił i
już nigdy więcej nie pozwolił na to, by wyrwała się z tego
niedźwiedziego uścisku.
Z
drugiej zaś jej ledwo zabliźnione rany zaczęły lekko swędzieć,
jakby przygotowywały się do kolejnego krwotoku.
Serce
skakało w piesi krzycząc, żeby pozwoliła mu wejść do środka i
nigdy więcej go stamtąd nie wypuszczać. Rozum podpowiadał, żeby
dać mu pięć minut a później posłać w cholerę.
- Wejdź
– powiedziała w końcu, a w jego czach zagościła lekka ulga.
- Dziękuję.
Kiedy
znaleźli się w kuchni zaparzyła im kawę. Michał usiadł przy
stole, nerwowo przeplatając palce. Postawiła przed nim kubek.
- Słucham?
- starała się przybrać oschły ton. Może i nie zasłużył na
takie traktowanie, ale wiedziała, że nie może sobie pozwolić na
chwilę słabości. Gdyby to zrobiła od razu rzuciłaby mu się na
szyję.
Przez
minutę lub dwie milczał patrząc przed siebie. Kręcił młynka
kciukami przygryzając wargi. Usiadła naprzeciwko. Zwrócił ku
niej swoje zbolałe spojrzenie.
- Przepraszam
– powiedział w końcu, a jej dusza poruszyła się wewnątrz. -
Powinienem był być z tobą szczery od samego początku.
- Powinieneś
– opuściła spojrzenie by nie zauważył, że znowu zbiera się
jej na płacz.
- Pozwolisz,
że opowiem ci wszystko po kolei?
- Chyba
po to tutaj przyjechałeś, prawda?
Odetchnął
głęboko, upił łyk czarnej kawy, przymknął oczy.
- Nie
wiem jak zacząć... Rozwodzę się z Kamilą. Wniosek złożyłem
tuż przed przyjazdem do Rosji, ja... Nie chciałem Cię okłamywać.
Po części nawet kiedyś ci o tym powiedziałem...
- Pamiętam.
W kawiarni powiedziałeś, że zakończyłeś długoletni związek.
Związek Michał, nie małżeństwo. Zresztą ono dalej trwa.
- Już
niedługo. Kilka dni temu odbyła się druga rozprawa. Jeszcze
trochę, a będzie po wszystkim.
- Tak
myślisz? - podniosła głowę – Czego ode mnie chcesz?
- Irma...
Przepraszam cię. Obiecuję, że już zawsze będę z tobą szczery
tylko... - jego głos drżał, a dłonie lekko tańczyły po stole.
- Tylko
co?
- Tylko
mnie nie zostawiaj. Nie odchodź. Nie umiem bez ciebie funkcjonować.
Nie umiem zrobić nic bez ciebie. Kocham Cię.
Jej
serce ponownie tego dnia zatrzymało się na kilka sekund by zaraz
rozpędzić się jak szalone.
- Potrzebuję
cię. - spojrzał jej prosto w oczy. Nie mogła tego znieść,
zerwała się na równe nogi.
- Wyjdź
– powiedziała odwracając się tyłem.
- Irmina...
- podszedł do niej i opuszkami palców musnął jej plecy. Zadrżała
przygryzając wargi.
- Wyjdź,
proszę – po jej policzkach spłynęły łzy. Odwrócił ją ku
sobie i zbliżył swoją twarz do niej na tyle, że musiała
spojrzeć w głęboki lazur, który teraz przyćmiewała mgiełka
słonych kropel.
- Powiedz
mi to prosto w oczy. Powiedz mi, że już mnie chcesz. Że się mną
brzydzisz i nigdy więcej nie chcesz mnie widzieć. Wtedy odejdę.
Ale jeżeli chociaż cząstka ciebie chce, żebym tu został to...
To błagam cię, daj mi jeszcze jedną szansę. Jeżeli chcesz,
padnę tu zaraz na kolana, ale Irma... Proszę cię, nie odtrącaj
mnie. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś moim słońcem, jesteś
dla mnie wszystkim.
Słone
łzy spływały wprost na jego dłonie. Nie miała pojęcia co ma
zrobić. Serce kołatało jej w piersi wrzeszcząc, że ma tu i teraz
powiedzieć mu, żeby został. Rozum z kolei wysyłał chłodne
impulsy, które mówiły, że powinna uciekać, wyrzucić go za drzwi
i nigdy więcej nie oglądać na oczy.
- Michał
ja... - zaczęła, choć dalej nie miała pojęcia co powinna mu
odpowiedzieć.
Spojrzał
na nią uważnie z nadzieją w oczach. Przełknął ślinę, jego
oddech przyspieszył owiewając jej mokre policzki. - Ja nie wiem,
czy będę umiała ci znowu zaufać - wydusiła
w końcu z siebie. Zaschło jej w gardle.
- Pozwól
mi na to zasłużyć – poprosił jeszcze bliżej przysuwając
swoją twarz. - Pozwól mi udowodnić.
Uwolniła
się z jego uścisku.
- Michał,
to nie takie proste. Rozwód może jeszcze dałabym radę znieść,
ale ty masz syna.
- Tego
się właśnie obawiałem – spojrzała na niego zdezorientowana –
bałem się, że to cię spłoszy. Że nie będziesz chciała
związać się z facetem, który ma takie zobowiązanie.
- Tu
nie chodzi o zobowiązanie ani o sam fakt, że masz dziecko. Chodzi
o to, że mi o tym nie powiedziałeś, że zataiłeś przede mną
ważną część siebie. Jak ty teraz sobie to wszystko wyobrażasz?
Że mimo to zaufam ci znowu, skoro ty nie ufałeś mi od samego
początku?
- Co?
- zbiła go kompletnie z pantałyku.
- Nie
powiedziałeś mi o nim bo się bałeś, a to znaczy, że nie
potrafiłeś obdarzyć mnie zaufaniem.
- Nie
myślałem, że pojmujesz to właśnie tak..
- Tak,
właśnie tak. Co nie zmienia faktu, że mnie zraniłeś nie mówiąc
mi o niczym. Gdybyś od początku grał fair... Nie uciekłabym.
- A
teraz? Chcesz uciec? - zaskoczył ją tym pytaniem. Znowu do niej
podszedł i objął jej twarz dłońmi. Pochylił się nad nią, nie
potrafiła zaoponować. Lazur jego spojrzenia zniewalał ją od stóp
do głów.
- Irmina,
czy teraz chcesz ode mnie uciec? - jego ciepły, nerwowy oddech
omiótł jej policzki. Przycisnął ją własnym ciałem do
kredensu. Czuła jak drży. Z sekundy na sekundę ich twarze
znajdowały się coraz bliżej.
- Nie
umiem – szepnęła w końcu, a jego miękkie usta wpiły się w
nią namiętnie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do
siebie.
Serce
puchło z radości, rozum ganił za głupotę. Uciszyła go
wdychając pieprzową dłoń perfum Michała.
Nie
odrywając się od niej posadził ją na kredensie. Oplotła jego
biodra nogami zmuszając go do przylgnięcia do niej całym ciałem.
Oddychali ciężko, całowali z pasją.
Jej
ręce wjechały pod jego bluzę. Jednym ruchem pomogła mu ją
ściągnąć obnażając nagi, wyrzeźbiony tors. Ponownie podniósł
ją do góry i przeniósł do salonu przewracając po drodze
taboret. Położył ją na kanapie. Kolejne części ich garderoby
lądowały na podłodze.
Czuła
jego ciepło na swojej skórze. Dotyk jego palców wywoływał gęsią
skórkę, a szlak który wyznaczały jego usta długo płonął
pożądaniem.
Dopiero
teraz dotarło do niej jak za nim tęskniła. Jak bardzo brakowało
jej jego silnych ramion i gorącego oddechu. Złapała
jego twarz w dłonie i zmusiła by spojrzał w jej oczy.
- Nie
krzywdź mnie nigdy więcej – poprosiła oddychając nierówno.
Nic
nie powiedział. Pocałował ją najmocniej jak tylko potrafił
wkładając w ten pocałunek wszystko to co do niej czuł. Chciał
jej pokazać w ten sposób, jak bardzo mu na niej zależy.
Tego
dnia jeszcze nie raz dawał jej dowody swojej miłości.
***
Dobra. Z tym odcinkiem miałam was przetrzymać do środy...
Ale sama nie mogłam się doczekać jego publikacji. :D
Nie to, żebym była z niego jakoś szczególnie zadowolona, ale mam wrażenie, że do najgorszych też nie należy. ;)
Niestety, kolejnego możecie się spodziewać dopiero gdzieś w okolicach czwartku, tudzież piątku. Ten tydzień mam dość napięty. :(
Buziaczki w pysiaczki! :*