Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

czwartek, 27 lutego 2014

Czwarty.


Przez ostatni tydzień na każdym treningu wypatrywał gdzieś w pobliżu kasztanowych loków.
Dlaczego? Zastanawiał się nad tym od jakiegoś czasu.
Odpowiedź była jedna i bardzo prosta: tęsknił za nią.
Tak, jemu też wydawało się to niedorzeczne. Tęsknić za dziewczyną, z którą na dobrą sprawę rozmawiał raz w życiu. Absurd!
Ale taka była prawda. Brakowało mu arbuzowego zapachu, który rozsiewała wokół siebie, kasztanowej lwiej grzywy, która zdobiła jej głowę, ciemnych ciekawskich oczu i tych rumieńców, które zakwitły na jej twarzy gdy ostatnim razem złapał ją za rękę.
Wygodniej rozciągnął się na łóżku.

- Eh, Irmina, dziewczyno! Co ty ze mną wyprawiasz?

Piątek wieczór. Dziś jest piątek.
Przypomniał sobie rozmowę, którą niechcący podsłuchał kilka dni wcześniej.
Przyjadę za tydzień” rozbrzmiało w jego głowie, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- A więc jutro – westchnął – jutro.

Obudził się wcześniej niż powinien, ale to chyba z podekscytowania.
Tak! Trzydziestoletni facet trzęsie się z radości na myśl spotkania z laską, która mu się podoba!
Podoba? Nie, to złe słowo. Ona go fascynuje.
Czym?
Wszystkim!
-Jakbyś się cofnął do podstawówki, łosiu. Żałosne.
Machnął ręką na uwagi swojego zdrowego rozsądku, chwycił torbę i ruszył do podziemnego garażu, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.


Niestety, szczęście chyba się do niego nie przychyliło. Znowu przez cały trening wlepiał oczy w trybuny, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Raz nawet wydawało mu się, że właśnie przeszła przez wejście dla personelu, ale na ziemię szybko sprowadził go Spiridonov celując w niego zagrywką.

Wielce niepocieszony po zakończonym treningu powlókł się do szatni. Po drodze przywitał się z prezesem i gdy już miał wchodzić do pomieszczenia dla zawodników mała czerwona żarówka obwieszczająca dobry pomysł zamigała w jego głowie.

- Przepraszam pana, panie Tokarev! - zagadnął. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę zainteresowany. Wszyscy w klubie wiedzieli, ze Winiarski jak naprawdę nie musi, to się nie odzywa. Chyba, że po angielsku. Tym razem przyjmujący zwrócił się do szefa w jego rodzimym języku, co zwiastowało coś poważnego.
- Słucham?
No, to teraz dajesz, młocie! Zachciało ci się grać w Rosji, to teraz się męcz.
Bo ja... znalazłem jeden z obiektywów pańskiej pasierbicy i chciałbym go jej zwrócić – przynajmniej tak to brzmiało w jego myślach. A co wydobyło się z jego ust w rzeczywistości? Nie miał pojęcia. Patrząc na minę prezesa, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu domyślał się, że pewnie walną jakąś totalną głupotę.
Pomińmy już fakt, że wcale nie znalazł żadnego obiektywu, a tylko łgał jak najęty.
- Irminie?
Chwała na wysokości! Zrozumiał! Nic już nie powiedział, jedynie pokiwał głową. 
Prezes niewiele się zastanawiając wyciągnął z kieszeni telefon i podyktował numer komórkowy dziewczyny.
Uśmiechnął się w podzięce i szybko skierował do szatni. Z racji tego, że nie miał gdzie zapisać tych kilku cennych cyferek szedł do swojej szafki powtarzając po cichu wszystkie liczby po kolei w kółko i w kółko. Musiało to wyglądać komicznie, gdyż jego koledzy wybuchnęli gromkim śmiechem. Nie zwracał na nich uwagi. Wyciągnął własną komórkę i czym prędzej przelał cyfry na klawiaturę. Zapisał.   
Uśmiechnął się do siebie pełen samozadowolenia.

Całą drogę powrotną zastanawiał się kiedy i co jej napisać.
Oczywiście najchętniej zadzwonił by do niej od razu, ale stwierdził, że może to być odrobinę zbyt nachalne. Już wystarczy, że podstępem zdobył numer.
Ciekawe jak jej wytłumaczysz skąd go masz? - zabrzmiało w jego głowie.
W końcu zdecydował, że odezwie się wieczorem.

Wrócił do domu, zrobił sobie obiad, obejrzał jakiś film w telewizji, z którego na dobrą sprawę nic nie zrozumiał. Chciał się jeszcze chwilę zdrzemnąć, ale jak na złość nie mógł zasnąć.
Za cholerę nie wytrzyma do wieczora! Chwycił za telefon i wysłał jej wiadomość.

***

Siedziała właśnie na wygodnej kanapie u swojej przyjaciółki. Właśnie zaczynały powtarzać materiał na poniedziałkowe kolokwium.

Z Rozaliną poznały się na studiach. Przez przypadek usiadły obok siebie na pierwszym wykładzie i tak już zostało.
Różniły się od siebie. Czasami nawet bardzo.
Roza była duszą towarzystwa, wszędzie było jej pełno i lubiła, kiedy ludzie mieli świadomość kim jest mijając ją na uczelnianych korytarzach. Była członkiem rady wydziału, a także rady studenckiej. Niemalże samodzielnie prowadziła uniwersytecką gazetkę.
Ale nie tylko dlatego była popularna wśród studentów. Największą sławę przyniósł jej chyba wygląd. Była blondynką o miodowych oczach z nogami, których pozazdrościłaby jej niejedna modelka. Kształtne biodra kusiły z każdym ruchem, a krągłe piersi często były przez nią eksponowane.
W przeciwieństwie do Irminy, Roza idealnie zdawała sobie sprawę jak działa na mężczyzn i zawsze umiejętnie potrafiła to wykorzystać.
Na dodatek była miłą i komunikatywną dziewczyną, co owocowało tym, że nie tylko mężczyźni lubili przebywać w jej towarzystwie. Niestety ciągli adoratorzy i wianuszek koleżanek spowodowały, że Rozalina bywała zarozumiała.
Mimo to Irmina bardzo ją lubiła. Ba, można powiedzieć, że traktowała ją jak siostrę.
Tylko ona wiedziała, jaka naprawdę jest jej przyjaciółka i że tak naprawdę pod tą powłoką popularności kryje się delikatna dziewczyna, która przeżywa wszystko milion razy bardziej niż przeciętna dwudziestodwuletnia studentka.

- Byłaś u mamy? - zapytała Roza rzucając w jej stronę opasłym tomiszczem.
- Byłam. Nic nowego. Jak zwykle posłuchałam sobie jakie to dzieci są niesforne i jakich to Rubien nie ma problemów ze swoją robotą.
- Czyli nie było wesołego obiadku z rodzinką?
- W żadnym wypadku.

Ułożyła sobie grubą książkę na kolanach i otworzyła na rozdziale siedemnastym. Już miała brać się za wynotowywanie najważniejszych informacji, kiedy jej telefon obwieścił jej nową wiadomość. Rozalina bez słowa podała aparat.
Spojrzała na wyświetlacz, nadawca nieznany.

W dalszym ciągu nie mam pojęcia, czy zachowuję się właściwie pisząc do Ciebie, ale tydzień temu obiecałaś mi herbatę.
Pamiętasz?
Pan Polak. :)”

Uśmiechnęła się pod nosem. Pamiętliwa z niego bestia, cholera.

Pamiętam. Zawsze dotrzymuję słowa. Powiedz mi tylko mój drogi skąd wziąłeś mój numer?”

Na odpowiedź nie czekała długo.

Nikomu nie mów, ale jestem międzynarodowym szpiegiem i mam dostęp do wszystkich baz danych. Siatkówka to tylko przykrywka.
To jak z tą herbatą? Dzisiaj?”

Wybuchnęła gromkim śmiechem. Ma facet poczucie humoru, nie ma co.
Roza posłała jej pytające spojrzenie.

"Dzisiaj nie dam rady. Jutro? Spotkajmy się tam, gdzie mnie ostatnio odwiozłeś. O 12.00 ok?"

Do zobaczenia. :)”

- A co ty się tak cieszysz do tego telefonu? - należy zauważyć, że oprócz bycia miłą i komunikatywną Rozalina była też przede wszystkim cholernie ciekawska.
- Nic, nic – mruknęła Irma nurkując w podręczniku – Masz odpowiedź na piąte zagadnienie?
- Oho, i już wiem, że te „nic” to jednak „coś”. Opowiadaj, ale już!
Wiedziała, że z nią nie wygra. Odłożyła książkę wzdychając ciężko. Co niby miała jej powiedzieć?
- No gadaj! - kolejna cecha panny R.: nie należała do cierpliwych ludzi.
- Ma na imię Michał – zaczęła przyglądając się swoim dłoniom.
- A więc facet! No jedziesz maleńka, bo zaczynasz mówić o czyś interesującym.
- Ale ja nie wiem, co mam ci o nim powiedzieć, znam go od jakiegoś tygodnia – jęknęła i niechętnie streściła przyjaciółce jak mniej więcej przebiegło ich pierwsze spotkanie.
- Coś czuję, że to jednak nie wszystko – blondynka nie dawała za wygraną. - Powiedz mi chociaż jak wygląda!
- Irmina nie odpowiedziała od razu. Przywołała w pamięci twarz Michała studiując ją powoli oczami wyobraźni.
- Jest wysoki, nawet bardzo. Ładnie zbudowany. Szatyn.
- Irma!
- Ma takie kształtne, subtelne usta. I ma piękne oczy. W kolorze karaibskiego morza. Takie ciepłe i przyjemne... I kiedy tak na mnie nimi patrzy to mam wrażenie, że... Że chciałabym, żeby już zawsze to robił.
Urwała zawstydzona. Nie mogła uwierzyć, że powiedziała to na głos!
Siedziały przez chwilę w milczeniu.
- Ale cię wzięło! - stwierdziła nagle jej towarzyszka.
- Roza, to nie tak...
- Jak nie tak, jak tak! Lecisz na niego.
- Nie! To znaczy tak... To znaczy nie wiem.
- Ile ma lat?
- Trzydzieści.
- A toś mnie zaskoczyła! Nie wiedziałam, że lubisz mężczyzn ze stażem!
- Roza, przestań.


*******

Nie podoba mi się to coś u góry.
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie za często dodaję nowe odcinki, bo powoli przekłada się to na słabszą jakość.
Pozdrawiam cieplutko.



ps. Maleńka prośba: czytam - komentuję.
Buziaczki w pysiaczki!


4 komentarze:

  1. A mnie się bardzo podoba. Nie ma to jak podpisać się Pan Polak - i wszystko jest jasne.
    Ciekawe jest i czuję,że będzie jeszcze ciekawsze
    Zapraszam do siebie, za chwilę pojawi się coś nowego.
    www.innaperspektywadoroslosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak super że Michał w końcu napisał do Irminy :3 dobrze że się spotkają ;)
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 7. :* http:/no-one-needs-me.blogspot.com/

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. W ogóle cale opowiadanie jest ciekawe :D Czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me