Już dawno z nikim nie rozmawiało jej się tak dobrze! Mimo że
znała faceta od kilku godzin czuła się przy nim tak beztrosko.
Kiedy zatrzymał się przed jej blokiem, aż żal było jej wysiadać
z samochodu.
- Dziękuję, że mnie odwiozłeś – uśmiechnęła się lekko
chwytając za klamkę. - W sumie w ramach zadośćuczynienia
mogłabym zaproponować Ci kawę, ale nie leży w moim zwyczaju
zapraszanie obcych do mieszkania.
- Nie jestem obcy! Przed chwilą streściłem ci niemalże całe swoje
dzieciństwo! - żachnął się krzyżując ręce na piersi.
- Może i tak, ale mimo to dziś zobaczyłam cię pierwszy raz na
oczy!
- Nie pierwszy – uśmiechnął się dziwnie, a w jego oczach
dostrzegła mały błysk.
- Jak to? - naprawdę szczerze się zdziwiła, chociaż już wcześniej
odniosła wrażenie, że gdzieś chyba go widziała (pomijając
mecze w telewizji).
- Pamiętasz może jak jakiś miesiąc temu przyłożyłaś pewnemu
kolesiowi metalowymi drzwiami? - Zastanowiła się chwilę i doszła do wniosku, że faktycznie
podobna sytuacja miała miejsce dość niedawno...
- Nie... no proszę cię! - Lazurowe oczy! Cholera jasna! - Serio?
- Nie... no proszę cię! - Lazurowe oczy! Cholera jasna! - Serio?
- Serio. Ten sam koleś siedzi teraz właśnie po twojej lewej.
Już dawno nie czuła się tak zażenowana.
- Przepraszam.
- W takim razie z racji tego, że widzimy się po raz drugi i że za
tym pierwszym mnie o mało nie zabiłaś mogę liczyć chociaż na
szklankę wody w twoim towarzystwie?
- A obiecujesz, że nie będziesz szukał zemsty?
- Słowo harcerza!
Przed wejściem do klatki miała wątpliwości.
Prowadząc go po schodach miała wątpliwości.
Wpuszczając go w głąb mieszkania wątpliwości spuchły do takich
rozmiarów że o mało nie wyrzuciła go za drzwi.
Robiąc mu herbatę chciała „niechcący” oblać go gorącą wodą
z nadzieją, że sam z siebie wbiegnie z krzykiem.
Irmina, weź ty się puknij! Toż to fajny facet.
... i chyba własnie o to chodzi.
- Słodzisz? - zapytała rozglądając się za cukrem. Cholera, chyba
zapomniało jej się kupić...
- Nie, dziękuję. - głupi to ma zawsze szczęście.
Postawiła na stole dwa parujące kubki. Jeden w zielone groszki,
drugi w czerwone słonie.
- No dobra, moja panno. Ja opowiedziałem ci o swoim swędzącym
tyłku po tym jak wpadłem w mrowisko – zrobił przerwę na
podmuchanie w kubek – teraz twoja kolej.
- Ale na co? Na wpadnięcie do mrowiska? Na starcie podziękuję .
Roześmiał się głośno. A jego śmiech był naprawdę uroczy.
Taki dźwięczny. Na długo zapadał w pamięć.
- Nie. Twoja kolej na opowiedzenie czegoś o sobie.
Spojrzała na niego uważnie. Ile konkretnie mógł mieć lat?
Wiedziała, że jest starszy. Tylko ile? Ledwo widoczna sieć
delikatnych zmarszczek zdobiła skórę wokół oczu. To pewnie od
tego śmiechu.
A te oczy. Mogłaby się kąpać w ich blasku.
Były
takie ciepłe i szczere, ale zarazem takie... skrzywdzone.
Czy oczy mogą być skrzywdzone?
Jeśli tak, to oczy Michała właśnie takie były.
- Irmina? - z transu wyciągnęła ją jego dłoń, która delikatnie
musnęła jej palce. - Żyjesz?
- Tak, przepraszam. Na czym to my...?
- Na niczym. Chciałem, żebyś powiedziała mi coś o sobie.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Wszystko – odrzekł od razu, a dziwny cień przebiegł przez jego
twarz.
- Konkrety poproszę Panie Polaku.
- O właśnie! Skąd znasz polski? Imię i nazwisko raczej nie
wskazują na takie pochodzenie.
- Nazwisko noszę po ojczymie, ale to już chyba wiesz – twierdząco
skinął głową, jednocześnie nachylając usta nad kubkiem – A
co do pochodzenia, to moja babcia była Polką. Kiedy mieszkałyśmy
w Petersburgu w naszym domu nie mówiono po rosyjsku.
- A od kiedy mieszkasz w Moskwie?
- Przeprowadziłyśmy się z mamą po śmierci babci.
- Tata? Ten biologiczny?
- Nigdy go nie poznałam.
- Rozumiem. I przepraszam.
Zawiesił się na chwilę. Widać było, że nad czymś się
zastanawia. Skupił wzrok gdzieś za oknem, a jego palec wskazujący
kreślił koła po krawędzi kubka.
Wyglądał tak swojsko. Nie miała pojęcia dlaczego, ale miała
wrażenie, że mogłaby patrzeć na to każdego dnia, siedząc
naprzeciwko z kubkiem w czerwone słonie w dłoniach.
- Mogę zapytać o coś jeszcze? - odezwał się nagle, a ona drgnęła
na krześle. Spojrzeniem dała mu przyzwolenie. - Makarij to twój...? - urwał oczekując odpowiedzi.
Nie udzieliła jej od razu. Sięgnęła za siebie do torebki i
wyciągnęła paczkę papierosów.
- Nie masz nic przeciwko? - podeszła do okna i otworzyła je szeroko.
Usiadła na parapecie odpalając papierosa.
- Irmina? - podszedł do niej. Odruchowo mocniej zaciągnęła się
dymem. Podobał jej się sposób w jaki wymawiał jej imię.
- Makarij to mój przyjaciel jeszcze z czasów dzieciństwa. -
powiedziała wypuszczając dym. Zerknęła na niego z ukosa. Czy on
właśnie odetchnął... z ulgą?
Robi ci się kiełbie we łbie,
Tokareva!
Nagle z głębi jej lewej kieszeni dobiegł dzwonek jej telefonu.
Przeprosiła gościa i nie zerkając na wyświetlacz odebrała
połączenie.
- Irma! Czekam na ciebie od ponad pół godziny! Raczysz się w końcu
zjawić? - Cholera jasna! Na śmierć zapomniała o spotkaniu!
- Tak, przepraszam, zaraz będę. - rozłączyła się – Michał,
przepraszam, ale jestem umówiona. Tak właściwie to mam już spore
spóźnienie. Więc będziemy musieli przełożyć pogaduszki na
kiedy indziej.
- Wiem, słyszałem na parkingu – powiedział, a ciepło jego
spojrzenia przygasło. - Podwieźć Cię? - zapytał zakładając
kurtkę.
- Nie, dziękuję. Wystarczy, że odwiozłeś mnie po treningu. -
uśmiechnęła się najładniej jak tylko potrafiła. Nie chciała
kończyć spotkania. Naprawdę nie chciała. Ale nie chciała też
zawieść Makarija.
- No przestań. Przy okazji obeznam się trochę z tym dziwnym
miastem. - Ciepło w lazurze powróciło, tyle, że sztuczne. Już
nie było przyjemne.
- W takim razie chodźmy.
Jechał powoli, aż nadto przestrzegając przepisów. Wcale mu się
nie spieszyło. Wcale nie miał ochoty oddawać jej towarzystwa
jakiemuś Makarijowi.
Makarij, pf! Co to za imię?
Rosyjskie, debilu – odezwał się jego rozsądek
- To tutaj – powiedziała nagle lekko zachrypnięta.
Dopiero teraz
uświadomił sobie, że przez całą drogę nie odezwał się do
niej ani słowem, a jego mina wskazuje na to, że jest lekko
„odąsany”.
Zwolnił i zatrzymał się na najbliższym parkingu.
Eh, Winiarski, idioto...
- Dziękuję – uśmiechnęła się słabo chwytając za samochodową
klatkę – Do widzenia.
- Irmina – kompletnie tego nie kontrolując złapał ją za lewą
dłoń. Drgnęła lekko.
Albo to on drgnął?
A może drgnęli oboje?
- Dziękuje za herbatę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to
powtórzymy? - Jej twarz pojaśniała. Jemu też zrobiło się
cieplej gdzieś w okolicach żeber.
- Na pewno.
- Obiecujesz?
- Tak. - wysiadła z auta nim zdążył powiedzieć coś jeszcze.
Dojrzał jeszcze przez szybę, jak uściskiem wita się z mężczyzną
wątłej postury.
Tryumfalnie uśmiechnął się pod nosem.
Zauważył jeszcze, jak
chłopak rzuca mu niezbyt przychylne spojrzenie. Odpłacił mu tym
samym.
**********
W moim zamyśle ten rozdział miał wyglądać trochę inaczej, ale cóż. Wyszło jak wyszło.
Pisałam wam kiedyś jak ja was uwielbiam za to, że to czytacie?
Nie?
No to piszę: uwielbiam was!
:*
Czyżby Michał był zazdrosny ?
OdpowiedzUsuńNa serio wciągnęło mnie to opowiadanie na maksa ;*
Wciągnęłam się tak samo jak przedmówczyni.. Pisząc mówisz wiele a jednocześnie trzymasz w napięciu . Bardzo ciekawie piszesz i bardzo mi się podoba ta zazdrość Michała... I ten błękit jego oczu ... Jak się w nim nie zakochać?
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie