Ekhm.

Fikcja! To tylko i wyłącznie fikcja! Wymysł mojej upośledzonej głowy, nic więcej. Poważnie.

wtorek, 30 września 2014

DZIEWIETNASTY

- Od miesiąca bez zmian – westchnął Mariusz przysiadając na niewielkiej ławce. Zaintrygowany Możdżonek spojrzał na niego uważnie.
- Co bez zmian?
- No Michał. Nie odzywa się, nie żartuje, nic kompletnie zero. Nie ten człowiek.
- A ta Rosjanka? Nie dawała znaku życia? - nie odpowiedział. Jedynie pokręcił zrezygnowany głową. Marcin odetchnął głęboko. - Trzeba działać mój drogi, bo nam chłopina do końca zmarnieje.

Owszem, Misiek prosił go, żeby nikomu nie wspominał o tym co spotkało go w Moskwie, ale Mariusz wiedział, że komu jak komu ale Marcinowi można powierzyć najcięższe tajemnice i żadna z nich nigdy nie wydostanie się poza nich dwóch. „Człowiek niezwykle godzien zaufania” jak zwykli go określać koledzy z drużyny.

- To mi powiedz co ja mam zrobić w takim razie – Szampon miał wrażenie, że bezsilność w tej sytuacji zaczyna go męczyć coraz bardziej. Winiar był dla niego jak rodzony brat i jego widok w takim stanie doprowadzał go do bezradnego szału.
- Można by rzec, że mam plan – Marcin puścił mu oczko i udał się ku wyjściu z sali treningowej – ale porozmawiamy o tym później. Moja piękniejsza druga połówka pewnie już krzywdzi skype'a żeby się ze mną skontaktować.

Jakiś czas później Magneto wyjawił Mariuszowi swój szatański plan, który osobiście wydawał mu się dość nadzwyczajny. A że sytuacja z której wspólnie próbowali wybrnąć do normalnych też nie należała, to miał cichą nadzieję, że nawet może się udać.
Niestety ich starania zachowania dyskrecji legły w gruzach. Otóż Możdżonek na ową poufną rozmowę zaprosił Wlazłego do swojego pokoju. Jednakże żaden z nich nie pomyślał żeby sprawdzić, czy aby na pewno są sami. Kiedy skończyli snuć swe konspiracje nagle z łazienki wyłonił się nikt inny jak współlokator Marcina – Krzysiek Ignaczak.
- Igła – zaczął Możdżonek wstając z łóżka. Różnica wzrostu między siatkarzami była ogromna. Zrezygnowany Mariusz podrapał się po głowie. Jak wie Krzysiek to zaraz dowie się cała kadra. - Mama Cię nie uczyła, ze nie wolno podsłuchiwać?
- Uczyła.
- To co robiłeś w łazience?
- Zajrzyj, powąchaj, na pewno się domyślisz.

Jak się później okazało Ignaczak usłyszał wszystko i oznajmił, że jeżeli nie pozwolą mu pomóc w akcji „Uratujmy Winiara” (tak, nazwę też wymyślił Krzysztof) to wygada się u wyżej wymienionego i Wlazły będzie miał przerąbane, że nie utrzymał buziulki na kłódkę.
Takim oto sposobem trzech wspaniałych stanęło na moskiewskiej ziemi w celu znalezienia niejakiej Tokarevy.

- No dobra geniusze, i co dalej? - zapytał Krzysiek rozglądając się po Placu Czerwonym. Dlaczego wylądowali tutaj? No cóż, to było jedyne miejsce którego nazwę potrafili wymówić po rosyjsku, gdyż taksówkarz, którego złapali nie w ząb nie mówił po angielsku.
- Nie wiem co. Gdybyś wywiązał się ze swojej części planu nie musielibyśmy teraz kombinować – wtrącił z przekąsem Marcin.
- No mówię ci, że Winiar pilnował telefonu jak oka w głowie i za cholerę nie dało się spisać jej numeru! - Ignaczak po raz kolejny oskarżony o niekompetencję zaczynał się na serio denerwować. - Zdjęcie tylko widziałem, na tapecie miał.
- No dobra, to przypomnij jak wygląda – Marcin na powaznie wczuł się w rolę mózgu operacji.
- Ładna jest – były kapitan przyłożył libero swoją wielką dłonią w ramię – Ała! No włosy ma ciemne i kręcone i oczy....
- Mówisz tak, jakbyś opisywał obrazek swojej córki! Mariusz? Co ty robisz? - A Mariusz siedział na chodniku i coś zawzięcie kaligrafował na kawałku kartonika.
- Wiemy tylko, jak się nazywa, tak? No więc voilà! - pokazał im prowizoryczną tabliczkę z napisem „IMRMINA TOKAREVA”.
- I co, będziesz tak chodził po mieście? - zapytał Igła z przekąsem.
- A masz inne wyjście Einsteinie?

Wlazły nie miał pojęcia ile kilometrów zrobili w ciągu tego dnia, ale był pewien, że od dziś spokojnie po zakończeniu siatkarskiej kariery może pracować jako pieszy przewodnik po Moskwie. Nogi bolały go jak diabli, a i dorobił się chyba kilku niemiłych odcisków na stopach.
Kartonik z Irminą na niewiele im się przydał, gdyż większość kobiet nawet nie zwracała na niego uwagi, a próby zagadywania do niektórych kończyły się czasami nieprzyjemnie. Zwłaszcza jedno podejście zapadnie mu w pamięć na długo. W trakcie poszukiwań Krzysztof zniknął im z pola widzenia. Przeświadczeni o tym, że pewnie zgłodniał i poszedł do jakiegoś sklepu nie przejęli się tym z Marcinem za bardzo. Po chwili jednak w oddali ukazała im się sylwetka przyjaciela który z uporem osła ciągnął ku nim szamoczącą się kobietę.

- Ta ma na imię Irmina! - zawołał uradowany – no nie kop mnie głupia! - dodał, kiedy dziewczyna wymierzyła mu cios w lewe udo. Dziewczyna nic nie rozumiejąc kopnęła go jeszcze dwa razy. Przerażony Marcin interweniował od razu.

- Puść ją kretynie! - oswobodził kobietę z ignaczajowej uwięzi, pomógł poprawić płaszcz i delikatnie zapytał, czy jest aby na pewno tą Irminą, której szukają.
Okazało się, że nie, a Igła został brutalnie poturbowany przez jej drobne piąstki i ogromną torebkę.

Zmęczeni i głodni zawędrowali w końcu do pobliskiego hotelu, gdyż powoli zaczynało zmierzchać. A poszukiwania po zmroku prędzej czy później skończyły by się pewnie jakimś zgłoszeniem na policję. Zwłaszcza, że mieli ze sobą Krzyśka.
Główny hall w hotelu urządzony był skromnie, ale z klasą. Wielkie dębowe biurko ustawione po prawej od drzwi, kanapa, kilka foteli i kwiatków doniczkowych.
Zza recepcji uśmiechnęła się do nich filigranowa blondynka.
- Witamy w naszym hotelu, w czym mogę pomóc?

    - Pokój dla trzech osób proszę – powiedział Mariusz kładąc na ladzie swoją wysłużoną tabliczkę z nazwiskiem wybranki Winiarskiego. Wzrok recepcjonistki spoczął na kartoniku.
    - Przepraszam najmocniej, ale dlaczego panowie szukają mojej przyjaciółki? - zapytała po chwili.
    - Co? - zamęczony Mariusz zagubił się na moment.
    - Znasz Irminę Tokarevę? - Marcin pochylił się nad dziewczyną zaintrygowany. - I czy to na pewno ta Irmina?
    - No wydaje mi się, że to ta. Opis drobnym druczkiem też pasuje – wskazała na małe literki, które kilka godzin wcześniej wyskrobał Igła „dark hair, dark eyes, really pretty!”
    - Znajomi Michała? - dodała po chwili lustrując przybyszów.
    - Skąd wiesz? - Igła przysunął się bliżej.
    - Jesteście tak samo wysocy. No, może oprócz ciebie. - wskazała na Krzyśka, któremu wcale nie spodobało się to spostrzeżenie.
    - Mogłabyś nas z nią skontaktować? - Poprosił Mariusz. Poczuł, że iskierka nadziei rozpala większy płomień gdzieś w jego wnętrzu.
    - Jutro od 7:30 będzie na recepcji. Ale szczerze wątpię w to, żeby chciała z wami rozmawiać.

    ***
    Zbliżamy się do końca historii Michała i Irminy...


wtorek, 19 sierpnia 2014

OSIEMNASTY

Kiedy wylądował na warszawskim Okęciu uśmiechnął się delikatnie do siebie. Mimo iż w Polsce spotkało go wiele rozczarowań odetchnął głęboko ojczystym powietrzem.
Przedzierając się przez tłum udało mu się dość szybko zabrać własne bagaże. Zarzucił torbę na ramię, złapał wielką walizkę w rękę i ruszył na parking. Tam czekał na niego jego przyjaciel. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie widział go od prawie roku!

No, no mój drogi! Widzę, że powietrze za wschodnią granicą ci służy! - powiedział rześko Mariusz witając się z kumplem.

- Michał nie odpowiedział, odwzajemnił braterski uścisk i wrzucił torby do bagażnika.

- Jak tam rodzinka? - zapytał w końcu rozsiadając się na miejscu pasażera.

- W porządku. Młody rośnie jak na drożdżach, z Asią też nam się uklada. A u ciebie? Jak tam pożycie małż... - urwał niepewnie spoglądając na Winiarskiego – Przeraszam, nie chciałem, wiem, że wy...

- Spokojnie. Ja i Kamila to rozdział zamknięty. Pogodziłem się z tym wcześniej niż mogłem przypuszczać. Jedźmy, Spała czeka.

Mariusz nie odrywając wzroku od drogi przysłuchiwał się słowom przyjaciela. Coś w jego głosie podpowiedziało mu, że chyba stało się coś o czym powinni porozmawiać.

- Michał?

- Tak?

- Czy jest coś, czym chciałbyś się ze mną podzielić?

Winiarski odetchnął głęboko kilka razy, przetarł twarz dłońmi i wlepił wzrok w deskę rozdzielczą.

- Nie coś. Ktoś.

- Dziewczyna?

- Ma na imię Irmina.

I począł opowiadać Mariuszowi o tym, jak poznał Tokarevę, jak z dnia na dzień zaczynał odkrywać w sobie uczucia, które myślał, że już dawno schował na dnie swojego serca i miał nadzieję nigdy ich nie budzić do życia. Mówił o tym, jak bał się, że ją straci, kiedy dowiedziała się o Kamili i jak się cieszył, kiedy jednak mu wybaczyła.

O tym, jak wirował jego świat za każdym razem gdy jej dłonie dotykały jego ciała i jak szalały jego zmysły zawsze gdy nie było jej w pobliżu.

Jako o ostatnim opowiedział o tym, jak zaproponował jej by zamieszkali razem

Kiedy skończył poczuł, jak jego oczy zachodzą łzami. Zamrugał kilkukrotnie, ponownie przetarł twarz dłońmi i oparł głowę o szybę.

Michał? - milczenie przerwał Mariusz zerkając krótko na przyjaciela. Zauważył, że wyraz jego twarzy poszarzał i posmutniał.

- Tak? - Winiarski oderwał się od okna, a ton jego głosu wydawał się zbolały.

- To gdzie ona jest?
Kolejny głęboki wdech rozniósł się po samochodzie, a oblicze Michała schowały jego dłonie.

- Misiek?

- Nie ma. Nie ma i nie będzie. Została w Moskwie – tym razem nie powstrzymywał się od łez.


Kiedy dojechali na miejsce był już późny wieczór. Przywitał się krótko z kolegami z drużyny, odbębnił pogadankę nowego trenera i czym prędzej ruszył do pokoju. Trening miał się rozpocząć dopiero następnego dnia.
Rzucił walizki w kąt i rozłożył się na łóżku. Przymknął powieki, a jego umysł od razu przywołał ich ostatnią rozmowę,

Stała przed nim taka krucha i drobna. Ubrana w zieloną sukienkę wyglądała uroczo z włosami rozwianymi wokół głowy. Jej różowe policzki i usta napawały go ciepłem...
Tylko te zawsze gorące ciemne oczy wiały zimnym smutkiem.

- Coś się stało? - zapytał ujmując jej twarz. Zamknęła oczy, wtuliła policzek głębiej w jego rękę, ucałowała delikatnie jego nadgarstek.

- Jeszcze nic. - powiedziała po chwili, a na jej rzęsach zatańczyły drobne krople.

- Irma? - objął ją ramieniem. Wtuliła się w jego tors jak przestraszone dziecko mocząc jego błękitną koszulę słonymi łzami.

- Co się... - przerwała mu, całując jego usta.
- Nic nie mów, po prostu mnie nie puszczaj, dobrze? - pociągnęła nosem jeszcze bardziej chowając się w jego ramionach. Wzmocnił uścisk i oparł brodę o jej głowę. Powoli wdychał truskawkowy zapach jej włosów. A lodowaty niepokój oszronił jego serce.

Nie miał pojęcia ile tak trwali w bezruchu. Po jakimś czasie Irmina wyprostowała się, przetarła twarz dłońmi i spojrzała mu prosto w oczy. Jej oblicze było naznaczone goryczą.

- Kocham Cię Michał. - powiedziała w końcu ponownie wpijając się w jego usta. Odniósł wrażenie, że pocałunek ten odzwierciedla całą rozpacz, którą próbowała w sobie schować.
- Ja też Ciebie kocham Irma – zamrugał kilkukrotnie patrząc na nią z niepokojem. - Ale powiedz mi w końcu o co chodzi, bo osiwieję!

Spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Po chwili złapała się za włosy, a z jej gardła wydarł się przeciągliwy jęk pełen bólu. Michał osłupiał nie wiedząc co ma zrobić.

- Michał, ja... - zaczęła zanosząc się jeszcze większym płaczem. Podszedł do niej i złapał ją za ramiona. - Ja nie pojadę z tobą do Polski.

Nie wiedział co ma zrobić, albo co powiedzieć. Poczuł się, jakby wylała na niego kubeł lodu. Puścił ją, odszedł kilka kroków.
Milczeli dłuższą chwilę, a nieznośną ciszę co jakiś czas przeszywał irminowy szloch.
Odwrócił się w końcu do niej, ponownie ujął za ramiona i spojrzał jej prosto w oczy. 

- Ale to tylko chwilowe, prawda? Najpierw ja pojadę do Polski, załatwię co trzeba, i ty do mnie dołączysz, prawda? - także i jego spojrzenie przyćmiła słona mgiełka – Irma, błagam cię, powiedz mi, że to tylko na jakiś czas.

- Nie Michał. - nie patrzyła mu w oczy – Nie przyjadę później.

Odwrócił się plecami bo nie mógł znieść jej widoku. Miał wrażenie, że przed chwilą rozerwała jego serce na milion drobnych kawałków.

- Ale dlaczego? - powiedział nagle spoglądając na nią. Po policzkach płynęły mu łzy, a ręce trzęsły się z nerwów. - Dlaczego mi to robisz?

Nie odpowiedziała od razu. Podeszła do niego, delikatnie objęła jego kark i pocałowała go w policzek.

- Bo nie widzę dla nas żadnego sensu Michał, dlatego. - i wyszła. Zostawiając go z krwawiącym sercem.


Obrócił się na bok, próbując stłumić szloch w poduszce. Miał nadzieję, że Mariusz śpi. Nie chciał następnego dnia znosić jego pełnych współczucia spojrzeń.


Ale Mariusz nie spał i dokładnie słyszał co działo się na sąsiednim łóżku. I postanowił jedno: nie pozwoli, by jego przyjaciel ponownie cierpiał takie katusze. Coś musi zrobić. Problem w tym, że nie miał pojęcia jeszcze co.

niedziela, 22 czerwca 2014

SIEDEMNASTY


Po pracy wpadła na chwilę do mieszkania, wzięła szybki prysznic i wskoczyła w zwiewną lekką sukienkę.
Walcząc po drodze z włosami w ostatniej chwili złapała odpowiedni autobus i po niecałej godzinie stała już pod michałowym blokiem. Wstukała kod do klatki i wspięła się na odpowiednie piętro. Zadzwoniła do drzwi, które po chwili otworzył jej własny prywatny Pan Winiarski. Uśmiechnął się szeroko i przepuścił ją w drzwiach. Bez słowa poprowadził ją przed sobą w głąb mieszkania, prosto do salonu, gdzie czekała na nich kolacja.

Sam zrobiłem. Znowu – wciąż uśmiechnięty Michał spuchł z dumy o dwa rozmiary. Poklepała go po przedramieniu w geście aprobaty i usiadła na krześle.

A warto wspomnieć iż zdolności kucharskie Winiarskiego ostatnimi czasy podskoczyły w górę.


- Dobra – zaczęła odkładając sztućce – to teraz mów co zmajstrowałeś, albo też co zamierzasz zmajstrować – zerknęła uważnie na swego lubego. Ten nic jednak nie odpowiedział, posłał jej tylko niewinne spojrzenie typu „mamo, ale ja nic”.

Odetchnęła głęboko uzbrajając się w cierpliwość.

- Michał? - ponagliła go opierając się wygodniej na krześle – Ba zaczynam się bać. Tak na poważnie.

- Ale deser! - skoczył na równe nogi zbierając puste talerze ze stołu.

- Misiek!

- No zaraz, bo się lody rozpuszczą!

Wrócił po chwili z dwoma wypełnionymi po brzegi pucharkami i jak gdyby nigdy nic zajął miejsce naprzeciwko Irminy i zaczął jeść.
Tokareva należała do osób cierpliwych i dość łagodnych, ale tego nawet dla niej było dzisiaj za wiele. Rzuciła łyżeczką o stół i z groźną miną założyła ręce na piersi.

- Jeżeli w tej chwili mi nie powiesz o co ci do ciężkiej Anielki chodzi, to wychodzę. Nie żartuję.

Michał wziął jej groźbę jak najbardziej poważnie. Ze stoickim spokojem wytarł usta w serwetkę, przesiadł się obok niej, po czym splótł ręce na stole.

- To tak. W sumie to mam dwie wiadomości. I szczerze nie mam pojęcia czy którakolwiek z nich jest dobra – Irmina lekko drgnęła. - Wiesz, że za tydzień jadę na zgrupowanie, prawda?

Kiwnęła głową. Owszem, Michał już jakiś czas temu poinformował ją o tym, że na kilka miesięcy wyjedzie z Moskwy, jednak do tej pory starała się o tym nie myśleć. Na samą myśl tak długiej rozłąki jej dusza skręcała się w miliony supełków.

- A po sezonie reprezentacyjnym na nowo rusza klubowy, no nie? - zapytał jakby sam siebie – Dlatego chciałbym... Słuchaj Irmina, ja wiem, że to będzie dla nas duży krok...

Jezus Maria! Czy on ma zamiar się oświadczyć? Słodka mamo, toż ona ma 23 lata. Za młoda jest, za głupia!
Studia, praca... Co matka na to powie?! Nie, nie, nie!
Przecież to za wcześnie!
Jak się odmawia oświadczyn? Odrzucić je, czy łagodnie dać do zrozumienia że3 to jeszcze nie ten czas? No bo za rok, czy d\wa... ale nie teraz!
Ręce Irmy trzęsły się jak galareta, a serce waliło jak szalone.
Boże kochany, tylko mnie nie proś o rękę! Powtarzała w myślach jak mantrę.

- Irma, słyszysz mnie? - z panicznych myśli wyrwała ją dłoń Michała na jej kolanie. Nie odpowiedziała. Zaciskając usta pokiwała głową. - Chciałbym, żebyś po reprezentacji zamieszkała razem ze mną.

Nie Michał, nie wyj... Zaraz co? To jednak nie wyciągnął pierścionka z kieszeni?

Miała wrażenie, że właśnie przypomina dętkę z której schodzi powietrze.
Zamieszkać. On chce tylko wspólnie zamieszkać.

- Eee... No... Dobra. - powinna była mu się rzucić na szyję, albo przynajmniej uśmiechnąć. Niestety wciąż tkwiąc w głębokim szoku kilka bełkotliwych wyrazów było maksimum jej możliwości.
Odniosła jedna wrażenie, że Michałowi taka jąkająca odpowiedź wystarczyła.
Upiła łyk soku.

- A gdzie chciałbyś zamieszkać? Pytam czysto retorycznie, bo ty masz większe mieszkanie. Do mojego pewnie się nie zmieści nawet dłuższe łóżko. - w końcu odzyskała język w gębie.

- Widzisz i tu wypływa na powierzchnię moja kolejna informacja. Otóż... Irmina ja nie przedłużę kontraktu z klubem twojego ojczyma. - powiedział nie patrząc jej w oczy.

- Jak to?

- Nie dogadywaliśmy się ostatnio z trenerem i z chłopakami z drużyny i dlatego wspólnie podjęliśmy decyzję, że odchodzę.

- Dokąd? Zenit?

- Nie.

- Ale w Rosji, prawda?

- Bełchatów – na te słowa Irmina poczuła się jak gdyby wylał na nią kubeł zimnej wody. Oddychała przez chwilę głęboko próbując przyswoić natłok informacji.

- Zaraz, zaraz... Skoro przenosisz się do Bełchatowa to znaczy...

- To znaczy, że chciałbym, żebyś przeprowadziła się tam ze mną. Żebyśmy razem zamieszkali w Polsce.


***
Mam wrażenie, że w trakcie tej mojej przerwy zgubiłam swój styl pisania.
Popracuję nad nim, obiecuję. Postaram się pisać tak jak wcześniej. Na  chwilę obecną pozostaje mi przeprosić za tego "cosia" powyżej.
Kolejny... Nie wiem kiedy. Postaram się dodać jeszcze przed irańskim weekendem w Gdańsku, ale nie daję 100% gwarancji. ;)

Całuję! :*


środa, 4 czerwca 2014

Szesnasty

Obudziły ją promienie słońca, które nachalnie próbowały się przedrzeć przez stare żaluzje. Zamrugała kilkukrotnie próbując przywołać ostrość widzenia. Po chwili przeciągnęła się delikatnie. Po jej lewej kołdra poruszyła się nieznacznie, a sekundę później długa, umięśniona ręka wylądowała na jej brzuchu.

- Nigdzie nie idziesz – nad jej uchem rozbrzmiał ciepły męski głos, który przyprawił ją o ciarki na plecach. Wielka ręka oplotła ją ciaśniej w talii odciągając od brzegu wersalki.
- Muszę, spóźnię się do pracy.
- Nie spóźnisz – usta jej towarzysza zaczęły znaczyć szlaki na jej ramieniu.
- Michał, muszę iść – wymruczała wyginając się jak kotka pod wpływem pieszczoty. - wywalą mnie, jak nie będę na czas.

Wymamrotał coś w pościel, obrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę.

- Ej, tylko bez fochów – pacnęła go w plecy i wyszła do toalety.

Zrzuciła z siebie wysłużoną piżamę i wskoczyła pod prysznic. Strumienie chłodnej wody pobudzały ospałe ciało i umysł do życia.
Od jakiegoś czasu między nią a Michałem wszystko układało się dobrze. Przestał się nawet martwić jej spotkaniami z Makarijem, mimo iż dalej pałał do niego nieskrywaną nienawiścią.
Cóż, trudno powiedzieć, że ten drugi tego nie robił.
Czasami czuła się przez to jak pożyczana zabawka. Mak wychodził przychodził Michał, albo na odwrót. Męczące, ale do przeżycia.
Cały czas miała nadzieję, że ci dwaj najważniejsi mężczyźni w jej życiu w końcu jakoś się dogadają.

Wyszła spod prysznica, założyła czyste ubrania, włosy przetarła ręcznikiem i stoczyła standardową wojnę ze szczotką i rozczesywaniem loków.
Kiedy wyszła z łazienki poczuła zapach parzonej kawy. Uśmiechnęła się delikatnie. Przy kredensie stał Michał ubrany zaledwie w spodnie od dresu i właśnie kończył robić kanapki.

- Wiesz, że cię uwielbiam? - powiedziała siadając przy stole, kiedy postawił przed jej nosem kubek w czerwone słonie.
Nie odpowiedział uśmiechnął się szeroko odwracając się z powrotem.

Sącząc ciepłą kawę taksowała go spojrzeniem. Nienaganna sylwetka, wyrzeźbione plecy, smukłe ramiona i potargane włosy. Takiego kochała go najbardziej. Właśnie taki był najpiękniejszy.
Usiadł naprzeciwko stawiając pomiędzy nimi talerz z górą kanapek.

- Smacznego – rzucił krótko. Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Albo coś zmalowałeś, albo jesteś na mnie zły, albo coś przede mną ukrywasz. Wybieraj. Bramka numer jeden, dwa, czy trzy?
- A mogę prosić kota w worku?
- Michał.
- Nie rozumiem o co ci chodzi – uśmiechnął się dziwnie sięgając po śniadanie.

Założyła ręce na piersi przypatrując mu się uważnie. Nie ustąpi.
Spoglądali na siebie z przeciwnych krańców stołu. 
Ona uparta i uważna, on lekko zmieszany wciąż z podejrzanym uśmiechem na ustach.

- Jedz, bo się do pracy spóźnisz – próbował zmienić temat. Tokareva ani drgnęła. - Nosz kurde, Irma!
- Możemy tu siedzieć do jutra, proszę bardzo.
- Nie możemy. Mówiłaś, że cię z roboty wywalą, jak się znowu spóźnisz.
- A co ty mnie tak łapiesz za słówka? Gadaj, widzę że coś kombinujesz.
- Może i kombinuję, ale na razie nic ci nie powiem. Masz tutaj kanapki do pracy, i spadaj – wstał z krzesła i podał jej papierowe zawiniątko. Upiła kilka łyków kawy, zgarnęła torebkę z wieszaka i założyła buty. Michał przypatrywał się jej z korytarza.

- Będziesz jak wrócę? - wyprostowała się spoglądając w jego stronę. - Czy mam przyjechać do Ciebie?
- Do mnie. - podszedł do niej i objął ją w pasie. Pocałował ją lekko. Świat zawirował na kilka długich sekund. Pachniał świeżym ogórkiem.
- Nie wiem jaki to znowu szalony pomysł zrodził się w twojej głowie, ale mam nadzieję , że życia nie stracę.
- Spokojnie. Jak już zginiemy, to oboje.
- Do później – skradła mu jeszcze jednego całusa i zniknęła za drzwiami.
- Do później – po raz kolejny uśmiechnął się chytrze i wrócił do kuchni.



***
Dzień dobry, dobry wieczór!
Przepraszam was rybeńki za to "coś" u góry, ale potrzebuję trochę czasu na powrót do formy po tak długiej przerwie. ;p
Udało mi się pozaliczać to co do zaliczenia miałam. Co prawda czekają mnie jeszcze dwa egzaminy... Ale że mam wolną chwilę, to postanowiłam wrzucić coś na "rozruszanie" zwłaszcza, że od tak dawna na to czekałyście.
Jestem wam cholernie wdzięczna za cierpliwość. Jesteście wspaniałe!

Kocham, ściskam, całuję, wybaczcie jeszcze raz to u góry! :* <3

(następny jakoś w połowie czerwca)

poniedziałek, 19 maja 2014

...

O ja, o ja, o ja!
Misiaczki, pysiaczki, robalki najukochańsze!
Przepraszam was najmocniej na świecie, ale ostatnimi czasy mam tyle zajęć, że nie mam pojęcia w co ręce włożyć!
Za niecały miesiąc sesja, a ja jestem w czarnej dupie. :(

Obiecuję, że Irmina i Michał jeszcze nie zakończyli swoich przygód i jak tylko uporam się z zaliczeniami to wrócę tutaj z nowymi rozdziałami. 
Obiecałam sobie, że choćby skały srały to dokończę te opowiadanie.
Niestety ostatni egzamin mam dopiero 18 czerwca. 
Trzymajcie ze mnie kciuki, żeby obyło się bez poprawek. ;)

Kocham, ściskam, całuję.
:*

niedziela, 30 marca 2014

Piętnasty.

Wiosna. Moskiewska wiosna, niby taka sama, jak ta w Polsce, ale jaka inna.
Cieplejsza, słoneczniejsza, bardziej radosna.
Kilka ostatnich miesięcy musiał odnotować w swoim życiorysie jako co najmniej „dziwne”
Rozstał się z żoną (co na chwilę obecną jest już całkowicie zamknięte – od kilku dni w papierach figuruje już oficjalnie jako rozwodnik), przeprowadził się do Rosji, poznał wspaniałą, młodą kobietę, w której zakochał się na zabój.
Tak. Kochał Irminę.
Kochał ją całym sobą. Kilka dni rozłąki bywa dla niego teraz najcięższą torturą. I kiedy przypomina sobie czasami, że jeszcze dwa miesiące temu mógł ją stracić przez własne tchórzostwo i głupotę... Do tej pory włosy mu się jeżą na karku.
Nie wyobraża sobie bez niej swojego dalszego życia.
Jest jego duszą, ciałem, sercem... Jest wszystkim.

Mamy maj. A maj jest podobno miesiącem zakochanych.

Siedzieli właśnie z Irminą na szczycie wzgórza, na które zabrała go na początku ich znajomości.
Wyciągnięty na kocu wspierał się na łokciach. Na jego piersi lekka i kolorowa jak motyl – których zresztą było pełno dookoła – ubrana we wzorzystą lekką sukienkę spoczywała Irma. I tylko multum kasztanowych loków od czasu do czasu smyrało go po twarzy i po nosie.
Oddychał głęboko, pełną piersią. Było mu tak błogo.

- Michał? - po jego piersi rozbiegły się wibracje wywołane subtelnym kobiecym głosem.
- Hmm? - ręką przygładził jej włosy, by móc spojrzeć choćby na czubek jej nosa.

Zamilkła. Poczuł, jak oddycha ciężej, a dłoń na jego udzie drga lekko.

- Nie będziesz zachwycony tym co ci powiem.

Podniósł ich oboje do pozycji siedzącej. Takie słowa z jej ust raczej nie mogły wróżyć nic dobrego.
Dał jej chwilę, by zebrała w sobie to, co zaraz miała zamiar z siebie wyrzucić. Chciał spojrzeć w jej oczy, ale twarz schowała we włosach. Opuściła głowę.

- Michał ja... - znowu urwała. Obrzuciła go przelotnym, wystraszonym spojrzeniem, po czym znowu wbiła wzrok we własne kolana. Chwycił jej twarz w dłonie i z troską spojrzał w czekoladowe tęczówki.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.

Wzięła glęboki wdech, przymknęła powieki.
- Znowu widuję się z Makarijem.

Zamurowało go przez chwilę. Zamrugał kilka razy próbując zrozumieć o co jej chodzi.
- Po co? - głos mu drżał, a na policzki wstąpiły rumieńce. Zaczynał się denerwować.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - wstał, ręce oparł na biodrach. - Po tym wszystkim co ci zrobił dalej masz ochotę patrzeć na tą parszywą mordę?
- Nie mów tak o nim...
- Niby dlaczego? To ostatni cham i prostak a ty... - i nagle poczuł się tak, jakby ktoś oblał go zimną wodą – chyba, że ty coś...

Nie odpowiadała. Nie patrzyła na niego. Nie zrobiła nic.

- Zależy ci na nim, prawda?
- Zależy mi na was obu.
- A na którym bardziej?
- To nie tak.
- A jak?
- Michał, zależy mi na nim, jak na przyjacielu, słyszysz? - stanęła naprzeciwko niego. Musiała porządnie zadzierać głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.

A jego oczy były wściekłe. Już dawno ni był tak bardzo wyprowadzony z równowagi.

- Ciebie kocham – czekoladowe spojrzenie świdrowało go na wskroś – Ale nie chcę z tego powodu przekreślać kogoś, kto towarzyszył mi niemal przez połowę mojego życia.
- I uważasz, że ten dupek zasługuje na drugą szansę? - założył ręce na piersi.
- Ty ją ode mnie dostałeś, więc dlaczego nie Mak?
Kolejne wiadro zimnej wody spłynęło po jego umyśle. 
Nie powiedział nic, spojrzał na własne buty. Wiedział, że ma rację.

Drobne ręce oplotły go w talii, a pod jego brodą ukazała się para prawie czarnych oczu.
- Nie zrozum mnie źle. Mak jest dla mnie ważny, to wszystko. Ale to do ciebie należy moje serce – uśmiechnął się delikatnie i przytulił ją do siebie. - A teraz mnie pocałuj – subtelnie spełnił jej prośbę.


***
O jaaa... 
Przepraszam was najmocniej na świecie.
Wiem, nawaliłam na całej linii.
Niestety, wątpię, żeby odcinki mogły pojawiać się częściej. Uczelnia - to raz, a dwa - pogoda. W takie piękne dni ostatnią rzeczą na którą mam ochotę jest siedzenie w mieszkaniu - wybaczcie.
Postaram się dodać kolejny za tydzień. Buziak! :*

piątek, 21 marca 2014

Czternasty.

Muzyka - KLIK (nie mam pojęcia, czy pasuje do odcinka, ale chodzi za mną od kilku dni - dogrzebałam się do starych folderów z muzyką ;))


Pozwoliła się przywieść do Moskwy.

Siedziała właśnie w swoim mieszkaniu szykując ciuchy na rozmowę kwalifikacyjną, która przypada jutro.
Z racji dziekanki miała teraz rok, by poukładać swoje dziwne życie.
Wyciągnęła z szafy granatową sukienkę. Uśmiechnęła się mimo woli.
Jak układało się z Michałem? Niby w porządku, ale... Właśnie, ale.
Niby wszystko było w porządku, niby chciała spędzać z nim każdą wolną chwilę... Tylko że chłodne sople pod sercem co i rusz napawały ją niepokojem. Miała wrażenie, że mimo tego, że ta „rozwodowa burza” jest już za nimi coś jednak jeszcze wisi w powietrzu. I niedługo zwali im się na głowy. Miała tylko nadzieję, że wytrzymają. Znowu.

Trening dłużył mu się w nieskończoność. Chciał już skończyć. O 16 był umówiony z Irminą na obiad.
Od weekendu w Irkucku minęły prawie trzy tygodnie. Na jego wspomnienie jego serce podskoczyło w piersi.
Jeszcze nigdy w życiu nie przeżył czegoś takiego. Z jednej strony było to najokropniejsze jego doświadczenie, z drugiej zaś... coś najcudowniejszego pod słońcem.
Pamiętał, jak się bał, kiedy zaparkował samochód pod domem, którego adres podała mu Rozalina. Później, kiedy zobaczył ją przy furtce cudem powstrzymał się od zawału. A kiedy w końcu...
Piłka prosto w brzuch przywróciła go do rzeczywistości.

-vSkup się Michał! - zganił go trener.
No, weź się skup...


- No cześć malina! - usłyszała w słuchawce domofonu, który notabene w dość mało delikatny sposób zmusił ją do opuszczenia kanapy.
- Wchodź – ruciła tylko i otworzyła klatkę swojej przyjaciółce. Po minucie dzwonek do drzwi rozdwonił się po mieszkaniu
- No hej – nim zdążyła podejść do drzwi Rozalina sama sobie udzieliła zaproszenia.
- Cześć – odpowiedziała niezbyt przymilnie.

 Niby nie powinna mieć za złe Rozie, tego że powiedziała Michałowi o Irkucku, zważywszy na to jak dzięki temu się między nimi sprawy ułożyły, ale... Ale ufała jej czasami bardziej niż sobie samej, a ona... No cóż, teoretycznie zrobiła to w dobrej wierze, więc teoretycznie tej wersji należy się trzymać.

- Kupiłam gorącą czekoladę, zrobić? - Rozalina czuła się tu niemal jak u siebie.
- Możesz – odpowiedziała włączając telewizor.
- Co u Michała? - zapytała po chwili, stawiając przed nimi dwa gorące kubki.

Nie odpowiedziała od razu. Mimo wszystko temat Michała był dla niej dziwny. Zależy jej na nim, nie może zaprzeczyć, ale... Ale coś dalej nie gra. Kiedy wcześniej potrafiła być przy nim sobą na sto procent, teraz często czuła się skrępowana. Zdarzało się, że w trakcie „randek” zapadała między nimi sztywna cisza, co przecież nigdy wcześniej nie miało miejsca. Było dziwnie. A dziwnie, wcale nie znaczy, że w porządku.
Widziała, że Michał się stara. Że gdyby tylko mógł, to przychyliłby jej nieba by była szczęśliwa...
tyle, że ostatnio miała wrażenie, że chyba nie chce tego nieba od niego.
Ciężko było jej wrócić do normalności po tym wszystkim.

- Dobrze. - powiedziała krótko skacząc po kanałach. - Mogę cię o coś zapytać? - Rozalina potaknęła. - Nie wiesz może co u Makarija?
- Sama nie miała pojęcia dlaczego o niego pyta.
- A po co ci to wiedzieć? Serio brakuje ci go do szczęścia?
- Nie, ale...
- Nic nie „ale”. Skup się na kimś kto jest tego warty.
- Roza. Makarij był moim przyjacielem na długo zanim w moim życiu pojawiłaś się ty. Zanim pojawił się Michał... dlatego jest mi przykro, że to co nas łączyło umarło w taki a nie inny sposób.
- Skoro nie wystarczało mu to, co mu oferowałaś nie było dla was innej przyszłości.
- Wiem, ale... Nic nic poradzę na to, że się o niego martwię.
- To przestań. I zamknij już dziób. Mój film się zaczyna.

Przygryzła wargę. Ciepły kubek przyjemnie drażnił skórę jej dłoni. Rozalina zatopiła się w swojej telenoweli.
Odetchnęła głęboko, przymknęła powieki. Pośród czerni pojawiły się nagle turkusowe oczy. Jej serce uśmiechnęło się lekko. Rozum pozostał niewzruszony wciąż powtarzając jej, że jest idiotką, bo pozwoliła facetowi owinąć się wokół palca.

Nagle lazur zamienił się w stal. Nieprzyjemną, skrzywdzoną stal. Serce przystanęło na chwilę, przełyk ścisnęła mroźna ręka.
Szarość oczu była tak boleśnie zimna, że poczuła ją gdzieś w okolicy żeber.

- Warto było go poświęcić dla kłamliwego, żonatego faceta po trzydziestce? - rozsądek odezwał się nieproszony.

Już dawno nie czuła się taka zdezorientowana.


***
Przepraszam! Przepraszam, przepraszam!
Nie dość, że kazałam wam czekać, to teraz jeszcze  publikuję to... "coś".
Zwyczajnie jest mi wstyd za te wypociny. Wybaczcie.

Muszę was uprzedzić, że niestety od teraz odcinki będą się ukazywały właśnie z taką częstotliwością, jak nie rzadziej. Skończyła mi się laba na uczelni, a i wena ostatnio odmawia mi odwiedzin.

Pozdrawiam, Rabarbar. :*


O mnie

Moje zdjęcie
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, piwne oczy, ciemne włosy i kilka piegów.

sezamie otwórz się.

see me